niedziela, 11 sierpnia 2013

Rozdział 7

Rozdział 7
 [NATALIE]
Obudziłam się wyspana, szczęśliwa i pełna energii. Z uśmiechem zeszłam na śniadanie. Kiedy zobaczyłam, że mama dopiero zaczyna robić kanapki (a jej to się schodzi, chociaż wychodzą pyszne), postanowiłam pobiegać. Wbiegłam do swojego pokoju i przebrałam się w dres. Kilka sekund później byłam już na dworze. Wzięłam głęboki wdech i pobiegłam w kierunku lasu. Zawsze lubiłam biegać, czułam się wtedy wolna. Nogi same niosły mnie w moje ulubione miejsce. Przysiadłam na przewróconym drzewie i wpatrywałam się w płynącą wodę. Kiedyś szukałam źródła strumyku i muszę powiedzieć, ze go nie znalazłam.
-Może jeszcze raz spróbuję-nieświadomie powiedziałam to na głos. Wstałam i miałam iść, kiedy zaburczało mi w brzuchu.-No tak. Nie jadłam śniadania... a teraz jeszcze gadam sama ze sobą-westchnęłam.
Spojrzałam jeszcze raz na strumyk i pobiegłam w kierunku domu. Po drodze zastanawiałam się, czy w tym roku rodzice znowu zapiszą mnie na jakiś obóz. Tak właściwie, to chciałam spędzić wakacje z nimi. Może wydawać się to dziwne, bo większość osób w moim wieku, no cóż, chce spędzać wakacje z dala od rodziców. Ale ja zawsze byłam inna. Taty często nie było w domu, a mama całymi dniami przesiadywała w biurze. A często nad papierami siedziała jeszcze w domu. W końcu praca prawniczki nie jest łatwa, ale mamie odpowiada. Moje koleżanki kiedyś nie chciały uwierzyć, kiedy powiedziałam kim jest mama. Twierdziły, że bardziej im pasuje na modelkę lub projektantkę. 
 Kiedy stanęłam przed drzwiami zastanowiłam się, czy tata zjadł już wszystkie kanapki, czy kilka zostawił. Weszłam do środka i zobaczyłam, że talerz z wspomnianymi wyżej kanapkami znajduje się tuż przy mamie, czyli poza zasięgiem rąk taty... teoretycznie. Z uśmiechem podeszłam do stołu, wzięłam jedną kanapkę i pobiegłam na górę, do swojego pokoju. Po drodze udało mi się zjeść pół kanapki, a resztę dojadłam szukając ubrań. Kiedy miałam wszystko podszykowane poszłam do łazienki wziąć prysznic. Po kilku minutach zeszłam na dół ubrana w zieloną bluzkę na ramiączkach, czarno-niebieskie dżinsowe spodenki i conversy. Okazało się, że mama nadal broni moich kanapek, chociaż zostało ich znacznie mniej... chyba tacie w końcu udało się kilka podwędzić. Uśmiechnęłam się i wzięłam od mamy talerz. Po dziesięciu minutach kanapki były już tylko wspomnieniem. 
-Mamo,-zaczęłam.-w tym roku pojedziemy razem na wakacje?
-Hmm... tak, moi rodzice nas zaprosili, a dawno u nich nie byliśmy-powiedziała.
-Dawno?-zaprotestował tata.-Ness, ona ich na oczy nie widziała... chociaż nie, widziała. Jak miała półtora roku to nas odwiedzili.
-Faktycznie. No to jedziemy do nich?-mama uśmiechnęła się.
-Skoro zaproszenie już mamy, a my się zgadzamy... pozostaje zapytać naszej córki co o tym sądzi.
-Mi pasuje.-stwierdziłam z wielkim uśmiechem (swoją drogą, ten uśmiech nie schodzi mi z twarzy od rana).
-No to trzeba zacząć się pakować... wyjeżdżamy za trzy dni, a jak was znam to choćbyście się pakowały dzień i noc, to i tak ostatecznie będziemy wracać z lotniska, bo zapomnicie o czymś ,,niezbędnym"-stwierdził tata, za co oberwał od mamy po głowie.
-Czyli wszystko już załatwione?-zapytałam ze zdziwieniem.
-Skąd-odparł tata.-Bilety na samolot jeszcze nie potwierdzone.
-A gdzie oni mieszkają?
-Na Alasce... spakuj cieplejsze rzeczy, bo tam jest chłodno-odpowiedziała mama.-Długie spodnie i kilka bluz. 
-Jak długo tam będziemy?
-Hmm... jeszcze nie wiemy.-odpowiedział tata-Zależy kiedy twoja ciotka mnie wygoni... czy raczej wyrzuci przez okno i to zamknięte.
-Nie przesadzaj.-powiedziała mama, a potem dodała z uśmiechem-Otworzy okno.
Zaśmiałam się.
-Aż tak się kochacie?
-Nawet bardziej-odparł tata.
Pokręciłam głową i poszłam do swojego pokoju. Wyciągnęłam spod łóżka walizkę i zajrzałam do szafy. Po krótkim zastanowieniu wrzuciłam pięć bluz, cztery pary dżinsów, dwa dresy i oczywiście bieliznę. Stwierdziłam, że na razie wystarczy, a poza tym chciałam jeszcze pójść na jakieś zakupy, więc muszę mieć trochę miejsca. Nagle wpadłam na pewien pomysł i ponownie sięgnęłam pod łóżko w poszukiwaniu kosmetyczki. Normalnie powinnam mieć ją na szafce lub w niej, jednak wiedziałam, że mama nie chce, żebym się malowała. Właściwie nie robię tego często, tylko jak jest impreza, a to też zwykle ogranicza się do błyszczyka i cieni do powiek. Nie chodziło mi zresztą o kosmetyki. Miałam tam karteczkę z nazwą perfum, które bardzo mi się podobały, niestety ani w Seattle, ani tym bardziej w Forks nie sposób było je dostać. Pomyślałam więc, że poszukam ich kiedy pójdziemy na zakupy. Ze zdziwieniem stwierdziłam, że kosmetyczki nie ma w zasięgu mojej ręki, wiec praktycznie się tam wczołgałam. Moja ręka natrafiła na płaski, twardy i prostokątny przedmiot. Wyciągnęłam go i zobaczyłam mój pamiętnik. Otworzyłam na pierwszej lepszej stronie. Trafiłam na mój wpis sprzed dwóch, może trzech lat. 
,,Drogi pamiętniczku!
Wczoraj hłopcy znowu nie pozwolili mi grać w piłkę. To niesprawiedliwe, jestem dobra, od niektórych nawet lepsza. Dzisiaj znuw chciałam z nimi zgrać, i byłam prawie pewna, że znowu stwierdzą że to ,,nie dla dziewczyn", ale oni się zgodzili. Powiedzieli, że to tylko dlatego, że drużyny są nieruwne. Powiedzieli, żebym grała na obronie, a mick powiedział ,,jak ktoś z przeciwnej drużyny będzie się zbliżał, to spróbuj kopnąć piłkę w tamtą stronę" i pokazał na bramkę przeciwników. W pierwszej chwili miałam ochotę go kopnąć, ale potem stwierdziłam że nie ma sensu się kłucić i stwierdziłam tylko, że wiem. W przeciwnej drurzynie grał Jack. On jest ze starszej klasy i często jeździ na zawody. Biegł z piłką na bramkę. Chłopcy krzyczeli, żeby go zostawiła i pozwoliła bramkarzowi obronić, albo raczej spróbować obronić, ale nie posłuchałam. Podbiegłam do niego i szybko okiwałam. Po chwili to ja miałam piłkę. Wiedziałam, że zaraz ktoś spróbuje mi ją odebrać wiec podałam do Alana. Wygraliśmy mecz, a Jack poszedł do mojego wychowawcy i powiedział, że powinnam jeździć na jakieś zawody! i że jestem naprawdę dobra."*
Uśmiechnęłam się czytając to. Moja wychowawczyni po tej akcji poszła do trenera starszych klas i powtórzyła co mówił Jack. Następnego dnia kiedy znowu grałam z chłopakami trener przyglądał mi się, a po lekcjach poprosił, żebym przyprowadziła rodziców. W pierwszej chwili pomyślałam, że może coś zrobiłam... Jeszcze raz spojrzałam a kartkę, ale teraz mój uśmiech znikł. 
-Jakim cudem mogłam robić tyle błędów.-jęknęłam i przerzuciłam kilka kartek. Ze zdziwieniem odkryłam listę. Prawie nigdy ich nie robiłam, zwykle tylko opisywałam.
,,Zadania na kolejny rok:
-Odkryć, dlaczego moja skóra delikatnie błyszczy w słońcu.
-Dowiedzieć się, dlaczego jestem szybsza i zwinniejsza od większości osób w szkole, bo wątpię, żeby to był tylko efekt treningów.
-Dowiedzieć się, dlaczego prawie nigdy nie jest mi zimno.
-Dowiedzieć się, dlaczego nigdy nie choruję.
-Dowiedzieć się, dlaczego moje sny czasami się sprawdzają."
-Aaa... postanowienia noworoczne... lista zadań. Ale o co chodziło z tymi snami?? A tak, co mi się przyśnił sprawdzian z... czegoś tam. Przyśniły mi się pytania.-powiedziałam do siebie i uśmiechnęłam się. Nie udało mi się tego odkryć. Przeleciałam wzrokiem po tekście i z zadowoleniem odkryłam, że tym razem nie pojawiły się żadne błędy. Nagle przypomniałam sobie czego szukałam i ponownie wczołgałam się pod łóżko. Po chwili trzymałam w ręce kosmetyczkę. Karteczkę z nazwą perfum włożyłam do kieszeni walizki. Miałam wyjść z pokoju kiedy zadzwonił mój telefon. Zerknęłam na wyświetlacz i natychmiast odebrałam.
-Hej słonko!-usłyszałam wesoły głos Evy-mojej przyjaciółki.
-Hej gwiazdko!-odpowiedziałam.
-Dziś wieczorem jest ognisko w La Push i chciałam zapytać czy nie poszłabyś tam ze mną.
-A ty co będziesz tam robiła?
-Ivan mnie zaprosił, wiesz, że jest stamtąd.
-Eva, ja wiem o nim wszystko. Cały dzień opowiadałaś-powiedziałam.
-No właśnie. A więc pójdziesz?
-A ja ci tam po co?-udałam zdziwienie.
-Jak to po co? Oprócz niego nie znam tam nikogo, więc...
-Postanowiłaś, ze nie będziesz jedyną osobą która nie zna tam nikogo, tak?-zapytałam wyobrażając sobie jak w tej chwili z zapałem i wielkim uśmiechem kiwa głową.
-No weź... będą kiełbaski-to był argument poniżej pasa i ona dobrze o tym wiedziała.
-No dobra... o której to ognisko?
-O osiemnastej. Ivan po mnie... znaczy po nas przyjedzie. Pa
-Pa-powiedziałam i się rozłączyłam. Westchnęłam i z uśmiechem zeszłam na dół, do salonu. Rodzice siedzieli przed telewizorem i oglądali jakiś jakiś film... chyba Rambo... 
-Dziś wieczorem idę na ognisko do La Push.-powiedziałam, a raczej krzyknęłam, bo tata jak zwykle ustawił głośność na maksa. 
-Do La Push?
-Tak. Chłopak Evy, Ivan, ją zaprosił. A ona nie zna tam nikogo, więc poprosiła, żebym poszła z nią. 
-Faktycznie, chwalił się, że przyprowadzi swoją dziewczynę na ognisko i wreszcie wszystkim przedstawi...-myślał na głos tata
-Eee... znasz go?
-No pewnie. Przecież jestem z La Push. Właściwie my też idziemy na to ognisko. Hmm... Ivan ma przyjechać po Evę, tak?-zapytał, a kiedy pokiwałam głową dodał-Zadzwoń do niej, że ją weźmiemy. Ivan będzie mógł pomóc chłopakom. Zadzwonię do niego i mu powiem. 
-OK, to lecę.-powiedziałam z uśmiechem (on nie chce się ode mnie odczepić już od rana, ale nie narzekam).  



*Wszelkie błędy zamierzone. 
I jest rozdzialik, mam nadzieję, że się podoba.