sobota, 25 października 2014

Rozdział 14

Wampir szedł do mnie powoli. Wiedział, że nie musi się spieszyć. Nie byłam w stanie się ruszyć, a on się zbliżał. Miał na sobie ciemnozieloną pelerynę, a na głowie kaptur, którego cień padał na twarz. Nagle wampir zatrzymał się i spojrzał w lewo. Dosłownie po kilku sekundach pojawił się inny wampir. Ten również był w pelerynie, tylko czarnej. Stał do mnie tyłem.
- Zostaw ją! - powiedziała wampirzyca. Przyjrzałam się jej uważniej. Płeć określiłam na podstawie głosu, ale to tyle. No i ten głos wydawał mi się dziwnie znajomy.
- Niby dlaczego? - zapytał ten w zielonej pelerynie.
- Bo cię o to proszę - powiedziała wampirzyca zsuwając kaptur. Zobaczyłam jasne włosy. Jane. Wampir chyba też zorientował się z kim ma do czynienia, bo ukłonił się i zwiał. Tak po prostu. Jane odwróciła się.
- Oni są coraz głupsi - powiedziała bardziej do siebie niż do mnie. - Uratowałam ci życie, więc w ramach wdzięczności mogłabyś nikomu o mnie nie wspominać.
- Edward czyta w myślach - powiedziałam. Wampirzyca spojrzała na mnie z zaskoczeniem. Nagle dotarło do mnie, że znam ją tylko ze snów. Pewnie spodziewała się, że będę się jej strasznie bała i nie wiem co jeszcze.
- Wiesz kim jestem? - zapytała, a ja kiwnęłam głową.
- Jane Volturi, masz brata Aleca. Wielu nazywa was piekielnymi bliźniętami - powiedziałam, po czym zawahałam się. Postanowiłam jednak zaryzykować. - Eric wymógł na tobie obietnicę, że będziesz mnie chronić.
Zaskoczyłam ją. Widziałam to.
- Skąd to wiesz?
- Mam sny. Widziałam waszą rozmowę.
Jane spojrzała na mnie z przerażeniem.
- Nikt nie może się dowiedzieć. Nawet twoja rodzina.
- Ale... Leah już wie.
- Od dawna?
- Od kilku dni. Ale tylko ona - zapewniłam Jane, ale wampirzyca pokręciła głową.
- Wie cała sfora. W końcu to zmiennokształtna.
- Nie wiedzą. - Leah opierała się o drzewo. Zastanowiłam się, jakim cudem Jane jej nie wyczuła.
- Naszyjnik... widzę, że opanowałaś go - wampirzyca spojrzała chłodno na Leę.
- Owszem. W jakichś pięćdziesięciu procentach.
- Planowałaś zaatakować? - zapytała kpiąco Jane. Leah nie była w najlepszym stanie. Jedna ręka zwiała jej bezwładnie, przez brzuch biegła rana. Nie zagrażająca życiu, ale na pewno utrudniająca poruszanie się.
- Raczej doczołgać się do Cullenów i powiadomić o całej sytuacji.
- Dlaczego się nie zmieniłaś? - zapytałam. W końcu nawet jeśli ani Seth, ani tata nie są w formie wilków, to ktoś z jej sfory jest. I mógłby wykonać telefon znacznie szybciej niż Leah doszłaby do domu.
- Bo... - Leah spojrzała nieufnie na Jane, ale odpowiedziała. - Nie mogę. Nie wiem co on mi zrobił, ale nie mogę.
Jane zareagowała natychmiast. Podbiegła do Lei i kazała jej usiąść. Nie byłam pewna co robiła, ale na badanie to nie wyglądał. Po dobrych kilku minutach Jane wstała.
- Nie zranił cię niczym co mogło do tego doprowadzić. To musi być jego dar. Musisz zneutralizować to za pomocą naszyjnika.
- Myślisz, że nie próbowałam?
- Na spokojnie. Odpocznij, uspokój się. Natalie nic nie grozi. Musisz się uspokoić.
- Od kiedy pijawki pomagają zmiennokształtnym?
- Uznajmy, że od dzisiaj.
Leah westchnęła ale położyła się. Jane podeszła do mnie i podała mi bransoletkę.
- Skup się na tym co się wydarzyło i wymyśl inną wersję. Cokolwiek. Tylko ustal to z Leą. Ja odejdę, jak tylko będzie mogła się zmienić.
Przez kilka następnych minut siedziałyśmy w ciszy. Nagle zdałam sobie sprawę, z tego, że noga już prawie mnie nie bolała. Delikatnie dotknęłam nogi. Jane zauważyła mój ruch i podeszła do mnie. Zbadała kość.
- Prawie się zrosła - powiedziała zaskoczona. - Ale... to za mało czasu. Nawet uwzględniając twoje... korzenie.
Nie zapytałam o co jej chodziło. Wiedziałam.
- Takiego przypadku jak ja jeszcze nie było. Raczej nie zgadniemy jak będzie funkcjonował mój organizm - powiedziałam, a Jane się uśmiechnęła. Leah podniosła się.
- Udało się - powiedziała tylko, a wampirzyca narzuciła kaptur i odbiegła. Tak po prostu, bez słowa.
- Udało mi się odgonić tego wampira. Pojawiłam się w wilczej postaci i z nim walczyłam. Tylko tyle musisz wiedzieć - powiedziała, a ja kiwnęłam głową. Skupiłam się na tym wszystkim.
- No i widzisz, tak to się robi.
- A... dlaczego nikogo nie wezwałaś? - zapytałam nagle zauważając lukę w wersji Lei.
- Podczas pierwszej walki wampir pozbawił mnie przytomności. Kiedy się obudziłam nie słyszałam nikogo. Byłam sama. Ale teraz spróbuję jeszcze raz.
Leah odeszła kawałek, aby się zmienić. Wciąż miała trudności z chodzeniem, a jej ręka nie wyglądała nawet odrobinę lepiej.
Dziewczyna wróciła po kilkunastu minutach. Była zmęczona. Siadła obok mnie i oddychała ciężko.
- Zaraz przyjdą. A ja będę musiała trochę odpocząć - powiedziała.
Faktycznie, rodzice, Seth i cała reszta pojawili się po jakichś pięciu minutach.
- Leah! - Seth podbiegł do siostry widząc w jakim jest stanie. - Wszystko w porządku?
- Będzie, jak trochę odpocznę i jak ktoś nastawi mi rękę. Tylko szybko, bo zaczyna się zrastać.
Seth odsunął się robiąc miejsce dla Carlisle'a. Kilka chwil później było po wszystkim.
- Jesteś w stanie chodzić? - zapytał tata.
- Ledwo - przyznała Leah. Seth chciał pójść się zmienić, ale Carlisle go zatrzymał.
- Jeśli ma jakieś urazy wewnętrzne, to taki środek transportu jest wykluczony.
Mama tymczasem podeszła do mnie.
- Wszystko w porządku? - zapytała.
- Już tak. Miałam złamaną nogę, ale chyba już się zrasta. Naprawdę nic poważnego.
Mama uśmiechnęła się i mnie przytuliła.
Kilka minut później byliśmy już w drodze do domu. Nie byłam w stanie jeszcze chodzić, więc zaniósł mnie Seth. Chociaż właściwie to na nim jechałam. Leę niósł Carlisle. Widać, że nie była jakoś szczególnie zadowolona. Pewnie gdyby Carlisle był lepiej obeznany w sytuacji wziąłby nosze. W końcu jako lekarz pewnie jakieś ma. A nawet jak nie to można by je z czegoś zrobić. A tymczasem musiał iść dość wolno, żeby Leą nie rzucało. Może dlatego była niezadowolona. Chyba nie lubiła, jak się z nią cackano. Tyle, że w takiej sytuacji to chyba nie można nazwać tego cackaniem. Edward, Esme, Rose i Jasper pobiegli przygotować jakiś pokój dla Lei. Całą czwórką pokój dla jednej osoby.
- Dziwne, że tego nie widziałam - powiedziała nagle Alice. Zastanowiłam się. W sumie racja.
- Może tamten wampir tego nie planował? - rzuciła mama patrząc z troską to na mnie, to na Leę. Al kiwnęła głową i więcej się nie odezwała.
W końcu dotarliśmy do domu. Carlisle zaniósł Leę, a mama zaniosła mnie do salonu. Siedziałam w fotelu, kiedy Carlisle badał Leę. Jej pokój był na parterze, tuż obok gabinetu. Z mojego miejsca widziałam fragment tego pokoju. Stwierdziłam, że nic dziwnego, że musiało go przygotować aż tyle wampirów. Więcej przyrządów niż w niejednym szpitalu. Oni chcą własny szpital otworzyć, czy co?
- Po prostu wiemy, że jak Volturi postanowią nas zabić, to sfora nam pomoże. A jeśli wywiązałaby się walka, to będą potrzebować opieki medycznej - powiedział Edward. Wcześniej musiał być w kuchni.
- Co z Leą?
- Chyba nic poważnego, ale mówiła, że nie mogła się przez chwilę zmienić, a potem nie słyszała nikogo. Ale to już przeszło. Najpóźniej pojutrze będzie jak nowa.
Uspokoiłam się. Widziałam jak chodziła, martwiłam się, czy aby na pewno wyzdrowieje, ale skoro Carlisle już kończy ją badać, a ja dostałam informacje prawie od źródła... Edward zaśmiał się słuchając moich myśli.
- Prawie od źródła... tak jeszcze o mnie nie mówiono.
- Myślano. I mógłbyś nie podsłuchiwać.
Edward ciągle się uśmiechał, a ja po chwili zrobiłam to samo.
- Musisz odpocząć - powiedział i zaniósł mnie do mojego pokoju. Położył mnie do łóżka. Chciałam wstać.
- Muszę się umyć - stwierdziłam.
- Zaraz zawołam Ness.
Minutę później mama pomogła mi się przebrać. W sumie nie potrzebowałam pomocy. Noga już mnie nie bolała. Chyba mi się już zrosła, ale mama... no cóż martwiła się. Umyłam tylko twarz i ręce. Potem przyszła Rose i założyła mi usztywnienie na nogę i kazała spać. Stwierdziła też, że w tym tempie rano nie zostanie żadnego śladu po złamaniu.



Wiem, wiem, spóźniłam się z rozdziałem, ale tak wyszło. Mam nadzieję, że następny uda mi się napisać na za miesiąc. A tymczasem komentujcie. Naprawdę nie chce się człowiekowi pisać, jak ma się wrażenie, że nikt nie czyta.

wtorek, 19 sierpnia 2014

Rozdział 13

Seth odwiedził mnie tydzień później. I kolejny tydzień później również. Leach zawsze była razem z nim, ale zwykle rozmawiała z moimi rodzicami. I właśnie podczas ostatniej wizyty, tydzień wcześniej, podsłuchałam jak Leach rozmawia z nimi o wpojeniu... Z tych urywków, które zrozumiałam wynikało, że Seth miał z tym wpojeniem coś wspólnego.
Postanowiłam porozmawiać z mamą.
- Mamo - zaczęłam, kiedy tylko zobaczyłam ją w kuchni. - Co to jest wpojenie?
- To... - mama spojrzała na mnie, jakby się nad czymś zastanawiając. - To jest miłość, przeznaczenie. Każdy zmiennokształtny wie kto jest jego drugą połówką, jak ją tylko zobaczy. Nie są w stanie się temu przeciwstawić. Czasem muszą czekać, aż ta osoba dorośnie. Na przykład twój tata wpoił sobie mnie niedługo po moim urodzeniu...
Mama nagle urwała jakby powiedziała za dużo. No dobra, nie spodziewałam się tego, ale słyszałam już dziwniejsze rzeczy.
- Wiesz, pół wampiry dorastają szybciej. Ja już osiem lat moim urodzeniu byłam dorosła zarówno fizycznie jak i psychicznie - powiedziała nagle mama. Wiedziałam o tym. Wspomnieli wcześniej. O tym, że jak sprawa wygląda ze mną też powiedzieli. Znaczy powiedzieli co wiedzieli; szybsza i  silniejsza od ludzi, mam bardziej wyostrzone zmysły, skóra na słońcu odrobinę się błyszczy, mogę mieć ochotę na krew oraz kiedyś się pewnie przemienię w wilka. I tyle. Jakby nie patrzeć dużo tego nie było.  
Westchnęłam i postanowiłam się przejść. Byłam już w lesie kiedy mnie oświeciło. Przypomniałam sobie pierwsze spotkanie z Sethem. Pomyślałam wtedy, że tak jak on zachowywał się, jakby sobie mnie wpoił. A to, co potem mówiła Eva. To jak poznała Ivana. Ona wiedziała. Wszyscy wiedzieli.
Szłam dalej. Zawsze czułam się najlepiej w lesie. A spacery pomagały mi myśleć. Jeśli Seth wpoił mnie sobie, to... podobno to jest permanentne...
Czułam coś do niego. Byłam w stanie nawet powiedzieć, że się w nim zakochałam, ale... ale nie miałam pewności.
Rozejrzałam się. Idąc, nie bardzo zwracałam uwagę gdzie jestem, ale nie martwiłam się tym. Usiadłam pod najbliższym drzewem.
A może tylko mi się wydawało. Może wcale nie chodzi o mnie. Nie chciałam robić sobie nadziei. Odepchnęłam ten temat jak najdalej od siebie. Musiałam pomyśleć o czymś innym. Mój ostatni sen. Jane potrzebowała daru Erica. Pewnie chciała ukryć coś przed Aro. Alec też. W końcu Eric wyraźnie dał to do zrozumienia. Ale niby jak Jane i Alec mogliby mnie chronić?
Moje przemyślenia przerwał Jasper. Najwyraźniej zaczęli się o mnie martwić, skoro go przysłali.
- Seth i Leah przyjechali - stwierdził tylko, a ja się uśmiechnęłam. Nie mogłam się doczekać spotkania z Sethem. Jasper zaoferował, ze mnie podrzuci, ale podziękowałam. Nie byliśmy aż tak daleko, a ja potrzebowałam chwili na ogarnięcie myśli. Nie oznaczało to jednak, że mam zamiar się wlec. Bieganie sprzyja usunięciu nadmiaru myśli.
Jakieś dziesięć minut później wybiegłam z lasu. Do domu podeszłam już normalnym krokiem. Kiedy weszłam do środka zobaczyłam, że Seth siedzi w salonie razem z Emmetem i Edwardem. Jak tylko mnie zauważyli uśmiechnęli się. Chwilę później z kuchni wyszły Esme i Leah, najwyraźniej przygotowały obiad.
Niecałe pół godziny później po obiedzie nie pozostał nawet ślad. Seth zaproponował mi spacer. Obiecał mi pokazać się jako wilk. Kiedy tylko weszliśmy do lasu odbiegł kawałek. Schował się za jakieś krzaki. Chwilę później wyszedł wilk. Piękny wilk. Nie zastanawiając się ani chwili podeszłam do niego. Jednak Seth już po chwili uciekł. Znowu mi się schował i znowu pojawił się jako człowiek.
- Nie moglibyśmy porozmawiać - wytłumaczył się, a ja kiwnęłam głową. Chciałam go zaprowadzić na jedną polankę. Byłam tam już kilka razy. Szliśmy powoli nie odzywając się ani słowem. Ciążyła mi ta cisza, ale nie wiedziałam co powiedzieć. On chyba też nie. Szliśmy tak więc przez kilka minut.
- Więc... jak sobie radzisz z tym wszystkim? - zapytał w końcu.
- Nie najgorzej - powiedziałam. - Na początku nie mogłam w to uwierzyć, a teraz... teraz po prostu wydaje mi się to dziwne.
Chłopak kiwnął głową.
- Też tak miałem. Tuż po przemianie. Nie mogłem w to uwierzyć. Miałem wrażenie, że zaraz się obudzę, a to okaże się snem. Ale można się do tego przyzwyczaić.
Nie wiedziałam co an to odpowiedzieć, więc znowu szliśmy w ciszy.
Dotarliśmy na polankę. Nie była duża, ani jakaś piękna, ale lubiłam ją. Pociągnęłam go na sam środek. Siadłam w trawie. Nagle przypomniało mi się coś.
- Czy oprócz twojej siostry są jeszcze jakieś dziewczyny w tej...
- Sforze? - dokończył, a kiedy kiwnęłam głową odpowiedział. - Nie. W sumie to zanim Laeh się przemieniła nie wiedzieliśmy nawet, że dziewczyna może się zmienić.
- Jak to?
- W legendach nie było o tym mowy. Zawsze pojawiali się tylko mężczyźni. Wydawało się nam to normalne. Każdy był zdziwiony obecnością Laeh.
- Musiała się źle tam czuć... - powiedziałam bardziej do siebie, ale Seth pokręcił głową.
- Na początku. Potem się wkurzała, zwłaszcza kiedy dawaliśmy jej taryfę ulgową. Pokazywała, że jest równie dobra, a nawet lepsza od nas. Chyba tylko ona umiała tak zorganizować wszystko, żeby być na dyżurach, w szkole i jeszcze się uczyć. Większość z nas to ostatnie poświęcała na rzecz snu. Ona zawsze się wyrabiała.
- Kiedy po raz pierwszy się przemieniłeś?
- Jak miałem piętnaście lat. To było dwadzieścia pięć lat temu.
Zdziwiłam się. Zdecydowanie nie wyglądał (ani tym bardziej nie zachowywał się) na czterdzieści lat.
- A ludzie z La Push? Nie dziwią się, że się nie starzejecie?
- Tam nie żyje dużo osób. A większość wie, bo mają zmiennokształtnego w rodzinie. Pozostali... chyba też wiedzą.
- Ale nie możecie żyć tylko w La Push! - stwierdziłam, a on uśmiechnął się.
- Najczęściej wybieramy się do Seatle. To większe miasto i tam nikt nie zwraca na to uwagi, a raczej nikt nas nie pamięta.
Pokiwałam głową. To miało sens.
- A poza tym możemy się starzeć. - spojrzałam na niego z zaciekawieniem. - Jeśli przestaniemy się przemieniać. Powiedzmy taki Sam. - Mgliście przypomniałam sobie ognisko i odpowiedniego mężczyznę. Facet był grubo po trzydziestce. - Wpoił sobie dziewczynę, kilka lat się zmieniał, a potem przestał. Nie chciał żyć bez Emily. Mają trzynastoletnią córkę. Może ona też się zmieni.
Kiwnęłam głową. To wszytko miało sens. Nagle zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz. Dzwoniła mama.
- Tak?
- Możecie już wracać? - zapytała. - Tata musi coś obgadać z Sethem.
- Jasne, już wracamy - powiedziałam i rozłączyłam się. Chłopak spojrzał na mnie ze smutkiem.
- Szkoda - powiedział. - Fajnie się z tobą rozmawia.
Uśmiechnęłam się i wpadłam na wspaniały pomysł.
- Ścigamy się do domu - rzuciłam.
- Dobra, to na trzy - również się uśmiechnął. - Raz... dwa... i trzy!
Pobiegłam. Przez chwilę biegliśmy obok siebie, ale zaraz przyspieszyłam. Normalnie z polanki biegłam w jakieś pięć minut. Teraz musiałam być szybsza. Wyprzedziłam Setha, ale słyszałam, że mnie dogania. Kilka sekund później biegłam za nim. Przyspieszyłam jeszcze odrobinę. Wyprzedzaliśmy się co chwilę, nie zauważyliśmy nawet kiedy wybiegliśmy z lasu. Do drzwi było już blisko. Pobiegłam najszybciej jak byłam w stanie. Kilka sekund później wbiegliśmy do domu. Jednocześnie. Spojrzałam na niego, a on an mnie. Zaczęłam się śmiać. Seth dołączył dosłownie po sekundzie.
Z kuchni wyszedł tata, kiedy nas zobaczył uśmiechnął się. Gdy w końcu się uspokoiliśmy kiwnął głową na Setha, który poszedł za nim na górę.
Wyszłam z domu. Nigdy nie lubiłam ograniczonych przestrzeni. Zawsze spędzałam maksymalnie dużo czasu na dworze. Kiedy zaczęłam się zbliżać do lasu podeszła do mnie Leah.
- Chcesz się przejść? - zapytała, a kiedy kiwnęłam głową uśmiechnęła się jakby ja oświeciło. - Ja się przejdę, ty pojedziesz.
Nie wiedziałam o co jej chodzi. Poszła kawałek wgłąb lasu aż przestałam ją widzieć. Po chwili podbiegł do mnie wilk z czymś w... paszczy? Rzuciła mi to pod nogi, wyraźnie chcąc, żebym podniosła. Zrobiłam to bez wahania. Prawie od razu rozpoznałam szorty i top Lei. Podeszłam do niej i wsiadłam na grzbiet wilczycy. Prawie od razu ruszyła z miejsca. Biorąc pod uwagę jak szybko biegła, musiałyśmy być daleko. Zatrzymała się przy małym stawie. Zeszłam z niej i siadłam na kamieniu tuż przy linii wody. Wilczyca wzięła swoje ubrania i po chwili zniknęła mi z oczu. Po chwili Leah podeszła do mnie już w ludzkiej postaci.
- Leah, jak to się stało, że się zmieniłaś w wilka?  – zapytałam.
- Byłam bardzo zdenerwowana, wściekła i… smutna. Dostałam wysokiej gorączki. Ona nie przechodziła, za to Seth powiedział coś co mnie bardzo zdenerwowało. Wybiegłam z domu, a kilka minut później biegłam przez las w ciele wilczycy.
- Czy ze mną też tak będzie?
- Nie wiem - przyznała  - Jesteś w połowie zmiennokształtną, jak praktycznie każdy przed przemianą. Tylko, że każdy z nas był w połowie człowiekiem. Z tobą jest inaczej i, szczerze mówiąc, nie mam pojęcia jak to będzie.
Nie wiedziałam co o tym  myśleć.
- Wiesz czasem mam wrażenie, że to wszystko to sen. Że po prostu się obudzę i okaże się, że tylko to sobie wyobraziłam.
- Tak byłoby łatwiej, co? - zapytała Leah. - Nie byłoby wpojenia, nie byłoby przemian, wampirów. Ty nie byłabyś celem Volturi, ja nie potrzebowałabym tego naszyjnika. Ale tak nie jest. I może wcale nie jest tak źle.
- Nie jest źle - przyznałam. - Po prostu... nie wiem co o tym myśleć. Mam te sny. W pierwszym widziałam jak Volturi nas atakują, potem Jane i Alec tłumaczyli mi wszytko. Widziałam jak Eric potwierdza wysłanie fałszywych wizji, ale widziałam też, jak namawia Jane, by pomogła mu mnie chronić.
- Uznajmy na chwilę, że ten pierwszy to tylko sen - powiedziała powili, jakby się nad tym zastanawiając. - Może nie wszystkie sny powinnaś traktować dosłownie. A przynajmniej nie te, w których uczestniczysz. Eric - starała się wymówić to imię neutralnie, ale coś jej nie wyszło. - nie może narażać się Volturi, więc wysyła te wizje, ale namawiając do współpracy Aleca i Jane wizje przestają być ważne. Tak więc piekielne bliźniaki są po naszej stronie - czyli mamy wytłumaczone to ich tłumaczenie - zakończyła.
- Wytłumaczone tłumaczenie - masło maślane - powiedziałam z uśmiechem. - To było tak oczywiste, że aż nie mogłam na to wpaść. Ale... nadal coś mi nie pasuje - westchnęłam.
- Mi niestety też. Tylko nie wiem co.
Przez kilka chwil siedziałyśmy w ciszy. Nagle Leah wstała.
-Jakiś człowiek się tu kręci. Pójdę zobaczyć czy się nie zgubił - powiedziała i poszła... rozejrzałam się i zobaczyłam mech. Poszła na północ. To człowiek, więc albo się zgubił, albo... nie wiem co. Rose mówiła, że wgłąb tego lasu nikt się nie zapuszcza.
Kiedy Leah nie wróciła po dobrych dziesięciu minutach nawet nie zaczęłam się martwić. W końcu, skoro to był człowiek, nie mogła zmienić się w wilka. A musiała go poinstruować, jak z lasu wyjść.
Nagle usłyszałam krzyk Lei. Pobiegłam w stronę z której dochodził. Już po minucie zobaczyłam dziewczynę leżącą pod drzewem. Podeszłam do niej. Chyba była nie przytomna. Jej noga leżała pod dziwnym kątem. Dotknęłam jej delikatnie. Nagle otworzyła oczy.
-Uciekaj! - powiedziała. Usiłowała utrzymać oczy otwarte, ale nie udało się jej. o chwili znów straciła przytomność. Usłyszałam jakiś szelest zza krzaków. Spojrzałam w tamtą stronę i przed oczami mignęła mi sylwetka mężczyzny. Przebiegł zza krzaków i schował się za drzewem. Człowiek na pewno by go nie zauważył. Przestraszyłam się. Wiedziałam, ze jeśli chcę pomóc Lei muszę biec po pomoc i przy okazji przeżyć. Pamiętałam drogę, którą się tu dostałyśmy. Wiedziałam, że nie muszę dobiec do samego domu, ale i tak nie dawałam sobie zbyt dużych szans. Zebrałam wszystkie siły i pobiegłam najszybciej jak potrafiłam. A kiedy usłyszałam, ze ktoś za mną biegnie przyspieszyłam. Powoli opadałam z sił, ale nie pozwoliłam sobie zwolnić. Wampir był coraz bliżej, nie miałam szansy dobiec do domu. Leach biegła dobry kwadrans, ale wielka wilczyca biega znacznie szybciej niż ja. Kątem oka zobaczyłam dziwne drzewo i uświadomiłam sobie, że je widziałam, jestem już w połowie drogi. Nie miałam pojęcia ile czasu tak biegłam, ale skoro minęłam już połowę drogi... Ten wampir musiał się ze mną bawić. Przecież już dawno powinien mnie dorwać. Jeszcze tylko połowa. Ale nadal za dużo. Edward nie usłyszy mnie z takiej odległości. Może powinnam krzyczeć? W końcu ten ich słuch. Nie mogłam jednak otworzyć ust. Wiedziałam, że jeśli przeznaczę chociaż odrobinę energii na coś innego niż bieg to zwolnię. A wtedy nie mam szans. Uważniej się rozejrzałam. Wiedziałam, ze jeszcze tylko trochę i mnie usłyszy, ale wampir biegnący za mną nadal się przybliżał. Jakimś cudem udało mi się jeszcze przyspieszyć. Po chwili przestałam słyszeć wampira. Dotąd słyszałam go bardzo wyraźnie. To chyba była zasługa adrenaliny. Musiałam się upewnić, czy on tam dalej jest. Odwróciłam głowę, żeby zobaczyć, czy wampir nadal za mną biegnie. Był wciąż za mną, ale najwyraźniej zauważył, ze go słyszałam, więc zaczął uważać,gdzie stawia nogi. Uświadomiłam sobie, że on biegł w wampirzym tempie, a mimo to nie był w stanie mnie dogonić. Zmusiłam się do oderwania wzroku od wampira i patrzenia przed siebie. Wiedziałam, że jeszcze tylko kilka sekund... nagle zahaczyłam o coś nogą. Praktycznie w tej samej chwili poczułam pod sobą grunt. Spróbowałam wstać, ale lewa noga strasznie mnie bolała. Dotknęłam jej i od razu wiedziałam dlaczego. Złamana - pomyślałam z przerażeniem –a to oznacza że nie mogę dalej biec.


Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Liczę na komentarze (również te z krytyką).

wtorek, 8 lipca 2014

Rozdział 12

Kiedy wszystko zostało powiedziane poszłam do swojego pokoju. Zaczynało padać, ale Edward i tak stwierdził, że musi zapolować. Nie musiał. Widziałam jego oczy. Po prostu chciał, żebym mogła spokojnie pomyśleć.
Myśli kłębiły się w mojej głowie, najwyraźniej chcąc ją rozerwać. Podeszłam do okna i usiadłam na parapecie. Krople deszczu spływały po szybie. To akurat było realne... i znajome.
Opowiedzieli mi wszystko. Kiedy Leah wyjawiła mi podstawy, reszta poszła za jej przykładem. A więc można by powiedzieć, że już wszystko wiem. No tak. Tylko problem jest taki, że nie potrafię w to uwierzyć.
Zamknęłam oczy chcąc poukładać sobie to wszystko. Po pierwsze: moja mama jest pół-wampirem, a tata zmiennokształtnym. Po drugie: najpotężniejsza rodzina wampirów chce mnie zabić. Chcą mnie zabić, bo jestem inna. Bo jestem czymś innym. Mam wrażenie, że oni po prostu się boją, że stanę się zbyt potężna.
A najgorsze jest to, że od dziecka słucham legend La Push i nikt nawet nie zasugerował, że to może być prawda. W sumie, to tych legend jest na pewno więcej, może one podsuną mi jakieś wyjaśnienie. Albo chociaż oderwą mnie od przemyśleń o Volturi.
Oparłam głowę o szybę. Miałam dość. Zamknęłam oczy.
Blondynka - Jane pewnym krokiem szła jakimś korytarzem. Podeszła do przedostatnich drzwi po prawej stronie i zapukała. Otworzył jej chłopak. Eric. Dziewczyna weszła do środka i usiadła na łóżku.
- Czego chcesz? - zapytała
- Pomocy - odpowiedział - Ta dziewczyna którą chcą zabić...
- Natalie. Hybryda to na nią delikatne określenie. 
- Tak. I ja...
- Nie chcesz, żebyśmy ją zabili - stwierdziła chłodno Jane 
- Właśnie. I ty mi w tym pomożesz.
- Niby dlaczego? - zapytała, a dłoń Erica powędrowała do jej naszyjnika. Litera "V" była ozdobiona małym pół-księżycem. 
- To nie był prezent. I ty o tym wiesz - powiedział spokojnie - Twój brat załapał od razu. 
W oczach Jane zalśnił strach. Kiwnęła głową i szybko wyszła z pokoju. 
- Przepraszam... - szepnął Eric, kiedy drzwi się już zamknęły - Ale nie mogę pozwolić by ona zginęła. 
Obudziłam się zdziwiona, że wiem jak wygląda herb Volturi i że ktoś chce mnie ratować.
Ale to jak Eric powiedział ostatnie zdanie... jakby chciał chronić kogoś, kogo kochał. A mnie nie mógł kochać. Nie zna mnie. Więc mówił o kimś innym.
A ten pół-księżyc... jego wykonanie...przypominało mi coś.
Wyciągnęłam z kieszeni telefon i zerknęłam na godzinę. Spałam co najwyżej piętnaście minut!
Ale ten sen jeszcze bardziej pokręcił moje myśli. Z tego co mi opowiadali, to Jane i Alec nie boją się nikogo. No może z wyjątkiem Trójcy. A ten Eric... Ale w sumie to Jane chyba nie tyle bała się jego, co tego, co on może wiedzieć.
A może Eric wysyła mi fałszywe wizje, tak jak robił to z Alice. Ale wtedy chyba stworzyłby coś, co pokazywałoby mi wszystko... a o moim śnie można powiedzieć wszystko, tylko nie to, że był jasny.
Spojrzałam na las. Zielone drzewa kołysały się lekko pod wpływem wiatru. Przez dłuższą chwilę wpatrywałam się w tą zieleń, nie myśląc o niczym. Przerwał mi dopiero głos mamy. Odwróciłam się i zobaczyłam, że stoi w drzwiach i uśmiecha się lekko. Kiwnęłam głową dając znak, że zauważyłam jej obecność.
- Alice już wróciła - powiedziała tylko, a ja natychmiast poczułam nieprzyjemny uścisk w żołądku. Zaraz się dowiem, co tak naprawdę planują Volturi. Spojrzałam mamie w oczy i od razu wiedziałam, że też się martwi. Uśmiechała się, mówiła spokojnie... jej maska nie sięgała tylko oczu. Wiedziałam, że mama wolałaby, gdybym nic nie wiedziała. Zmusiłam się do uśmiechu i kiwnęłam głową. Wyszłam na korytarz, a następnie zeszłyśmy z mamą do salonu. Alice stała przy oknie i przytulała się do Jaspera. Mój strach jeszcze się pogłębił. Nagle poczułam falę spokoju. Rozejrzałam się i zauważyłam, ze wszyscy znacznie się rozluźnili. No tak, Jasper.
- Volturi przybędą tu tuż po gwiazdce. Nie będzie ich wielu. Trójca, bliźniaki, Renata, Feliks... ogólnie straż przyboczna. Wpadną niby w odwiedziny, a potem... chcą wykorzystać element zaskoczenia i nas zabić. Wszystkich.
Kiedy Alice skończyła w pokoju zapanowała cisza.
- Nie wygląda to dobrze... - zaczął Edward, ale przerwała mu Leach
- A wręcz przeciwnie. Zapowiada się bardzo dobrze.
Jasper pokiwał głową i wyjaśnił:
- Przybędą małą grupą, pewni, że przyjmiemy ich z otwartymi ramionami. Nie będą się spodziewali, że to my zaatakujemy. Tak więc zapowiada się bardzo dobrze.
Do mnie, to co powiedział Jazz, dotarło dopiero po chwili. Uśmiechnęłam się. Miał rację. Planem Voturi jest wykorzystanie elementu zaskoczenia, jeśli jego nie będzie, plan się nie powiedzie.
Nie potrzebowałam mocy Edwarda, żeby wiedzieć, że wszyscy myślą to samo. Wystarczyło na nich spojrzeć.
Godzinę później Esme szykowała obiad. Nawet Leach się przełamała i siadła z nami do stołu. Wydawała się dziwnie smutna. Przypomniałam sobie jej reakcję kiedy opowiadałam o Ericu. I jej naszyjnik. Jestem wystarczająco dobra z plastyki, by rozpoznać ten styl. Kiedy to wszystko do mnie doszło, prawie się zachłysnęłam. Powietrzem. Wszyscy spojrzeli na mnie jak na wariatkę, a ja dziękowałam w myślach, że Edward wyszedł. Porozmawiam o tym z Leą, ale później. Jak będziemy same.
Mój wzrok spoczął na Seth'cie.
- Przyjedziecie jeszcze? - zapytałam, a chłopak uśmiechnął się.
- Jasne. Jeśli nas nie przegonią, to wpadniemy za tydzień - powiedział a ja mimowolnie zachichotałam na widok miny Lei na to "my" w wypowiedzeniu brata. Szybko się jednak opanowałam.
- To fajnie - powiedziałam szybko i zdałam sobie sprawę jak słabo to zabrzmiało. Zdałam sobie sprawę z jeszcze jednej rzeczy. Zakochałam się w nim. Spojrzałam mu w oczy, jednak on uciekał wzrokiem. Opuściłam głowę i westchnęłam cicho.
Esme weszła podając obiad. Nawet nie zarejestrowałam, co przygotowała. Kiedy zjedliśmy i Leach i Seth zaczęli się zbierać przypomniałam sobie o czym miałam z nią porozmawiać.
- Leach, mam do ciebie małą sprawę. Możemy pogadać? - zapytałam, a dziewczyna, na szczęście, zrozumiała, że chodzi mi o rozmowę bardziej prywatną. Zaproponowała bratu, by powyjadał Esme jeszcze trochę... wszystkiego a sama ruszyła w stronę lasu. Poszłam za nią. Po kilku minutach marszu znaleźliśmy się przy małym potoku. Leach usiadła opierając się plecami o pień drzewa, a ja zrobiłam to samo. Nie wiedziałam jak zacząć rozmowę. Leach chyba wyczuła, że to nie jest łatwy temat, zwłaszcza, że kierowałam się samymi domysłami.
- Kiedy wyszłaś z Alice, ja poszła do siebie i zasnęłam na kilka minut - zaczęłam niepewnie. - Śnił mi się Eric.
Zobaczyłam w jej oczach iskierki zainteresowania, które jednak zniknęły tak szybko jak się pojawiły. Jakby Leach nie chciała pokazać, jak ją to interesuje. Wzięłam głębszy oddech i zaczęłam opowiadać. Powiedziałam wszytko, a kiedy nie doczekałam się jej reakcji zaryzykowałam i dodałam:
- Ten półksiężyc Jane i twój wisiorek... wykonała je jedna osoba.
Leach gwałtownie wciągnęła powietrze i spojrzała na mnie tak zimno, że aż się przestraszyłam. Dziewczyna jednak szybko się opanowała.
- Możliwe. Mówiłam przecież, że wykonała go jakaś pijawka.
- Wykonał go Eric, prawda? Dla ciebie, jeszcze przed twoją przemianą - zaryzykowałam, jednak już kiedy kończyłam pierwsze zdanie wiedziałam, że mam rację. Leach skinęła głową.
- Kiedy mi go dawał obiecywał, że mnie nigdy nie opuści. Powtarzał, że mnie kocha... A potem odszedł. Brzydził się tym, kim się stałam. To po prostu głupia pijawka. Nigdy mu na mnie nie zależało - mówiła cicho, chyba nawet nieświadoma, że mówi na głos. Kiedy uniosła głowę, zobaczyłam w jej oczach łzy.
- To zostanie między nami - obiecałam, a potem dodałam - On nadal cię kocha. To ciebie chciał chronić, mnie nie znał. A jednak jest gotów tyle zaryzykować...
Leach pokręciła głową, a po tym, jak na mnie spojrzała, zrozumiałam. Nie chciała w to wierzyć, bo bała się, że on znowu ją zawiedzie. Kiwnęłam głową.
- Przepraszam, nie powinnam zaczynać tematu - szepnęłam, a Leach uśmiechnęła się delikatnie.
- Nic się nie stało. W sumie cieszę się, że ktoś o tym wie.
Wróciłyśmy w ciszy, nie odzywając się nawet słowem. Będąc tak blisko, że Edward, gdyby już wrócił, mógłby słyszeć moje myśli zaczęłam na siłę myśleć o czymś innym.



No i wreszcie jest rozdział. Zapraszam do czytania i liczę na jakieś komentarze :)

sobota, 11 stycznia 2014

Rozdział 11

- Te sny. Wiesz, czasem ludzie śnią o czymś, lub o kimś, kogo widzieli gdy byli bardzo mali. Świadomie tego nie pamiętają, ale... - Mężczyźnie przerwał dzwonek do drzwi. Miałam wrażenie, że odetchnął z ulgą. Uśmiechnął się przepraszająco, wstał i ruszył w kierunku drzwi. Kilka sekund później do środka wbiegł Seth i niezbyt zadowolona Leah. 
- Siądźcie - powiedziała Esme z uśmiechem. - My właśnie rozmawiamy z Nat o jej snach.
Leah spojrzała ze zdziwieniem na tatę, który pokiwał głową. Dziewczyna przewróciła oczami i usiadła. 
- A więc, jak już mówiłem, - kontynuował Carlisle - czasami śnią na się rzeczy, które wiedzieliśmy w dzieciństwie. Pewnie stąd brały ci się te sny z nami w roli głównej. No i Jake opowiadał ci te legendy..
- Historie - przerwała mu Leah. - Carlisle, czy to do czegokolwiek prowadzi? Oprócz wyjaśnienia w jaki sposób działa ludzki mózg? Bo jeśli ty chcesz to w ten sposób tłumaczyć, to się zejdzie do następnego lata. A ja tyle czasu nie mam. Nat, - powiedziała patrząc mi prosto w oczy - te sny to przyszłość. W niektórych przypadkach może to być teraźniejszość. Twoje sny są wizjami. 
Spojrzałam na wszystkich po kolei. Nikt nie wybuchł śmiechem, nie wykazywał żadnych oznak rozbawienia. Czyli to żart raczej nie był. No chyba, że ich zdolności aktorskie są tak ogromne.
- To nie żart - powiedział nagle rudy jakby czytając mi w myślach. A po chwili dodał jeszcze - Bo czytam. I nie jestem rudy.
- A podobno wampiry mają niesamowicie dobry wzrok - powiedziała cicho Leah wywołując delikatny uśmiech na twarzy Rose i wybuch śmiechu u Emmeta.
- Ale... ale moje sny są sprzeczne - powiedziałam przypominając sobie je wszystkie. - W tym pierwszym ci Volturi mnie gonią. Śniłam tam, że oni próbują mnie zabić, a potem wszyscy giną. Potem śniłam, że są w jakiejś sali. Rozmawiają. Jeden chłopak - Eric - miał porzucić fałszywe wizje. A ostatnio śniłam, że coś lub ktoś mnie goni. Uciekałam przez las i nagle wypadłam na jakąś polankę. Rozmawiałam tam z dwójką wampirów, właściwie, to jeszcze dzieciaków. Mieli może trzynaście lat. 
- Ta dwójka to pewnie Alec i Jane. Zostali zmienieni w wieku dwunastu lat, ale teraz mają około tysiąca. Poza tym nie widzę tu sprzeczności - stwierdził bez ogródek Jasper.
- Trudno to wyjaśnić. Bo w tym pierwszym ja wiedziałam, że oni wszyscy chcą mnie skrzywdzić. To było po prostu pewne. Tak jakby ktoś mnie o tym ciągle zapewniał. A w kolejnych... ten drugi, on... widziałam wszystko, ale jedyne co wiedziałam, to to, o czym mówili. A trzeci... w nim całkowicie brałam udział. W poprzednich nie mogłam kontrolować żadnego swojego ruchu. 
- To dziwne. Eleazar twierdził, że twoim darem są wizje. Ale nie takie, jakie ma Alice. Twoje nie zmieniają się wraz z decyzjami innych, ale nie są również niepodważalne. 
- Wizje Alice? - zdziwiłam się i zerknęłam na dziewczynę.
- Tak - Al uśmiechnęła się.- To mój dar. Widzę przyszłość. Ale wszystko zależy od decyzji, jakie podejmują inni.
- Ja.. ja nie specjalnie to wszystko rozumiem - wyznałam. Spojrzałam na Leah. Wiedziałam, że jeśli ktokolwiek ma mi to wytłumaczyć w miarę szybko i zwięźle to będzie ona.
- OK. Po kolei - Leah wywróciła oczami jednocześnie się delikatnie uśmiechając. - W twoim ostatnim śnie Alec i Jane wyjaśnili ci kilak ważniejszych rzeczy. A więc, że są wampirami oraz co cechuje wampiry.
- Tak... mniej więcej - powiedziałam cicho.
- Dobrze. Więc wiesz, że  wampiry mają wyostrzone zmysły, są bardzo szybkie, niesamowicie wytrzymałe... no z wyjątkiem ognia. Świecą się na słońcu, czosnek i woda święcona na nie nie działa. Żywią się krwią. Akurat Cullenowie to wegetarianie. Żywią się krwią, owszem, ale zwierzęcą. Dlatego ich oczy są złote.
- A jeśli wampir żywi się ludzką krwią, to jego oczy są czerwone? - zapytałam przypominając sobie moje sny. Wszyscy pokiwali głowami. - Wiecie, ten Eric... on też miał złote oczy. Wszyscy inni mieli tam czerwone, tylko on miał złote.
Leah rzuciła mi zdziwione spojrzenie. Przez chwilę miałam wrażenie, że chce mnie o coś zapytać. Jednak chyba zrezygnowała. Zamiast tego zwróciła się do Alice.
- Al, myślę, że wiem, jak ominąć te fałszywe wizje. Ja mam naszyjnik, który blokuje dary mentalne. No... mniej więcej blokuje. Powiedzmy Edward nie może przeczytać wszystkich moich myśli, ale nie jestem w stanie zablokować wszystkiego. Wydaje mi się, że to dlatego, że jestem zmiennokształtną.
- A co to ma do rzeczy? - zdziwił się tata.
- Naszyjnik został stworzony przez pewną pijawkę, dla wampirzycy. Ostatecznie dla człowieka. Gdybym nie uczyła się go kontrolować, byłby tylko głupią ozdobą.
- Czyli... - odezwał się Ed. - Czyli nie dasz go Alice jeśli będę w pobliżu?
- Tak. Ale nie przyszłam tu tylko po to, żeby wyjaśnić wam sprawę naszyjnika - powiedziała, a gdy spojrzała na Setha dodała - Ani dlatego, że Seth mnie tu zaciągnął.
- Więc o czym jeszcze chciałaś pogadać? - zapytała Rose.
- O Natalie - stwierdził rudy... a po chwili zaczął mruczeć coś pod nosem. Emmet chyba to zrozumiał, bo zaczął się śmiać. Leah tylko zgromiła go wzrokiem.
- Tak, chodzi o Nat. Volturi ją zabiją. Już o niej wiedzą. Wiecie o tym. Pamiętacie jaka była sprawa z Ness.
Wszyscy pokiwali głowami.
- Wobec tego, co proponujesz? - zapytał Carlisle
- Teraz nie zaatakują. jest środek lata. Poza tym myślą, że nie spodziewamy się agresywnych działań z ich strony. Tak więc chwilowo jest tu bezpiecznie. Sądzę jednak, że lepiej będzie, jeśli przeniesiecie się do La Push - ostatnie słowa skierowała do mnie i rodziców.
- Wydaje mi się, że masz rację. W La Push będziecie pod stałą ochroną - niechętnie stwierdziła Rosalie.
- Dobrze. Skoro wszystko już uzgodnione, to ja chyba pójdę się przebrać - stwierdziła Al i pobiegła do swojego pokoju. Wróciła już po kilku minutach. Miała na sobie ciemne rurki, biały T-shirt z nadrukiem, czarną skórzaną kurtkę i addidasy.
- No to idziemy - powiedziała Leah i wyszła z domu. Zerknęłam przez okno, żeby zobaczyć w którym kierunku pójdą. Zobaczyłam, że Leah pobiegła do lasu. Schowała się za pierwszym lepszym drzewem. Po chwili zza tego drzewa wyszedł ogromny wilk. Taki sam jak w moim śnie. W mojej wizji.
- Eee... Leah wszystko ci mniej więcej wytłumaczyła - zaczęła Esme. - Jestem jednak pewna, że chciałabyś znać więcej szczegółów.
Kiwnęłam głową i zaczęli opowiadać.
- Aro, Marek i Kajusz stoją na czele Volturi. Prawdziwą władzę ma jednak Aro. Kajusz i Marek zwykle nie zgadzają się ze sobą, a, że większość decyzji podejmują drogą głosowania, Aro ma decydujący głos - powiedział Edward, ale wtrącił się Carlisle.
- Owszem, jednak Kajusz, mimo że często ma inne zdanie niż Marek chętniej poszedłby za nim, niż za Aro. Nawet jeśli ten drugi się z nim zgadza. Ma to chyba związek z tym, że to Marek jest najstarszy.
- Marek jednak niczym się nie interesuje. Zostawił władzę Aro, a Kajusz po prostu to akceptuje - podsumował Jasper.
- Tak, nie da się ukryć - Edward spojrzał na wszystkich, jakby się upewniając, że nikt już mu nie przerwie.- W straży Volturi są głównie utalentowane wampiry. Alec i Jane to "piekielne bliźniaki". Ich dary są praktycznie przeciwne. Jane może sprawić ogromny ból, a Alec "wyłącza zmysły". Demetri jest tropicielem, Feliks wprawdzie nie ma daru, ale jest niesamowicie silny, nawet jak na wampira. Renata jest tarczą fizyczną. Zawsze trzyma się blisko Aro. No i oczywiście Heidi. Ona... sprowadza ludzi. Jest również Chelsea. Jej darem jest manipulacja uczuciami. Głowa Volturi również nie jest pozbawiona daru. Aro za pośrednictwem dotyku może przeczytać wszystkie twoje myśli. 


Rozdział jak zwykle spóźniony, ale niestety wcześniej nie miałam czasu pisać. Nie mam pojęcia, kiedy pojawi się następny. Postaram się jak najszybciej.