wtorek, 19 sierpnia 2014

Rozdział 13

Seth odwiedził mnie tydzień później. I kolejny tydzień później również. Leach zawsze była razem z nim, ale zwykle rozmawiała z moimi rodzicami. I właśnie podczas ostatniej wizyty, tydzień wcześniej, podsłuchałam jak Leach rozmawia z nimi o wpojeniu... Z tych urywków, które zrozumiałam wynikało, że Seth miał z tym wpojeniem coś wspólnego.
Postanowiłam porozmawiać z mamą.
- Mamo - zaczęłam, kiedy tylko zobaczyłam ją w kuchni. - Co to jest wpojenie?
- To... - mama spojrzała na mnie, jakby się nad czymś zastanawiając. - To jest miłość, przeznaczenie. Każdy zmiennokształtny wie kto jest jego drugą połówką, jak ją tylko zobaczy. Nie są w stanie się temu przeciwstawić. Czasem muszą czekać, aż ta osoba dorośnie. Na przykład twój tata wpoił sobie mnie niedługo po moim urodzeniu...
Mama nagle urwała jakby powiedziała za dużo. No dobra, nie spodziewałam się tego, ale słyszałam już dziwniejsze rzeczy.
- Wiesz, pół wampiry dorastają szybciej. Ja już osiem lat moim urodzeniu byłam dorosła zarówno fizycznie jak i psychicznie - powiedziała nagle mama. Wiedziałam o tym. Wspomnieli wcześniej. O tym, że jak sprawa wygląda ze mną też powiedzieli. Znaczy powiedzieli co wiedzieli; szybsza i  silniejsza od ludzi, mam bardziej wyostrzone zmysły, skóra na słońcu odrobinę się błyszczy, mogę mieć ochotę na krew oraz kiedyś się pewnie przemienię w wilka. I tyle. Jakby nie patrzeć dużo tego nie było.  
Westchnęłam i postanowiłam się przejść. Byłam już w lesie kiedy mnie oświeciło. Przypomniałam sobie pierwsze spotkanie z Sethem. Pomyślałam wtedy, że tak jak on zachowywał się, jakby sobie mnie wpoił. A to, co potem mówiła Eva. To jak poznała Ivana. Ona wiedziała. Wszyscy wiedzieli.
Szłam dalej. Zawsze czułam się najlepiej w lesie. A spacery pomagały mi myśleć. Jeśli Seth wpoił mnie sobie, to... podobno to jest permanentne...
Czułam coś do niego. Byłam w stanie nawet powiedzieć, że się w nim zakochałam, ale... ale nie miałam pewności.
Rozejrzałam się. Idąc, nie bardzo zwracałam uwagę gdzie jestem, ale nie martwiłam się tym. Usiadłam pod najbliższym drzewem.
A może tylko mi się wydawało. Może wcale nie chodzi o mnie. Nie chciałam robić sobie nadziei. Odepchnęłam ten temat jak najdalej od siebie. Musiałam pomyśleć o czymś innym. Mój ostatni sen. Jane potrzebowała daru Erica. Pewnie chciała ukryć coś przed Aro. Alec też. W końcu Eric wyraźnie dał to do zrozumienia. Ale niby jak Jane i Alec mogliby mnie chronić?
Moje przemyślenia przerwał Jasper. Najwyraźniej zaczęli się o mnie martwić, skoro go przysłali.
- Seth i Leah przyjechali - stwierdził tylko, a ja się uśmiechnęłam. Nie mogłam się doczekać spotkania z Sethem. Jasper zaoferował, ze mnie podrzuci, ale podziękowałam. Nie byliśmy aż tak daleko, a ja potrzebowałam chwili na ogarnięcie myśli. Nie oznaczało to jednak, że mam zamiar się wlec. Bieganie sprzyja usunięciu nadmiaru myśli.
Jakieś dziesięć minut później wybiegłam z lasu. Do domu podeszłam już normalnym krokiem. Kiedy weszłam do środka zobaczyłam, że Seth siedzi w salonie razem z Emmetem i Edwardem. Jak tylko mnie zauważyli uśmiechnęli się. Chwilę później z kuchni wyszły Esme i Leah, najwyraźniej przygotowały obiad.
Niecałe pół godziny później po obiedzie nie pozostał nawet ślad. Seth zaproponował mi spacer. Obiecał mi pokazać się jako wilk. Kiedy tylko weszliśmy do lasu odbiegł kawałek. Schował się za jakieś krzaki. Chwilę później wyszedł wilk. Piękny wilk. Nie zastanawiając się ani chwili podeszłam do niego. Jednak Seth już po chwili uciekł. Znowu mi się schował i znowu pojawił się jako człowiek.
- Nie moglibyśmy porozmawiać - wytłumaczył się, a ja kiwnęłam głową. Chciałam go zaprowadzić na jedną polankę. Byłam tam już kilka razy. Szliśmy powoli nie odzywając się ani słowem. Ciążyła mi ta cisza, ale nie wiedziałam co powiedzieć. On chyba też nie. Szliśmy tak więc przez kilka minut.
- Więc... jak sobie radzisz z tym wszystkim? - zapytał w końcu.
- Nie najgorzej - powiedziałam. - Na początku nie mogłam w to uwierzyć, a teraz... teraz po prostu wydaje mi się to dziwne.
Chłopak kiwnął głową.
- Też tak miałem. Tuż po przemianie. Nie mogłem w to uwierzyć. Miałem wrażenie, że zaraz się obudzę, a to okaże się snem. Ale można się do tego przyzwyczaić.
Nie wiedziałam co an to odpowiedzieć, więc znowu szliśmy w ciszy.
Dotarliśmy na polankę. Nie była duża, ani jakaś piękna, ale lubiłam ją. Pociągnęłam go na sam środek. Siadłam w trawie. Nagle przypomniało mi się coś.
- Czy oprócz twojej siostry są jeszcze jakieś dziewczyny w tej...
- Sforze? - dokończył, a kiedy kiwnęłam głową odpowiedział. - Nie. W sumie to zanim Laeh się przemieniła nie wiedzieliśmy nawet, że dziewczyna może się zmienić.
- Jak to?
- W legendach nie było o tym mowy. Zawsze pojawiali się tylko mężczyźni. Wydawało się nam to normalne. Każdy był zdziwiony obecnością Laeh.
- Musiała się źle tam czuć... - powiedziałam bardziej do siebie, ale Seth pokręcił głową.
- Na początku. Potem się wkurzała, zwłaszcza kiedy dawaliśmy jej taryfę ulgową. Pokazywała, że jest równie dobra, a nawet lepsza od nas. Chyba tylko ona umiała tak zorganizować wszystko, żeby być na dyżurach, w szkole i jeszcze się uczyć. Większość z nas to ostatnie poświęcała na rzecz snu. Ona zawsze się wyrabiała.
- Kiedy po raz pierwszy się przemieniłeś?
- Jak miałem piętnaście lat. To było dwadzieścia pięć lat temu.
Zdziwiłam się. Zdecydowanie nie wyglądał (ani tym bardziej nie zachowywał się) na czterdzieści lat.
- A ludzie z La Push? Nie dziwią się, że się nie starzejecie?
- Tam nie żyje dużo osób. A większość wie, bo mają zmiennokształtnego w rodzinie. Pozostali... chyba też wiedzą.
- Ale nie możecie żyć tylko w La Push! - stwierdziłam, a on uśmiechnął się.
- Najczęściej wybieramy się do Seatle. To większe miasto i tam nikt nie zwraca na to uwagi, a raczej nikt nas nie pamięta.
Pokiwałam głową. To miało sens.
- A poza tym możemy się starzeć. - spojrzałam na niego z zaciekawieniem. - Jeśli przestaniemy się przemieniać. Powiedzmy taki Sam. - Mgliście przypomniałam sobie ognisko i odpowiedniego mężczyznę. Facet był grubo po trzydziestce. - Wpoił sobie dziewczynę, kilka lat się zmieniał, a potem przestał. Nie chciał żyć bez Emily. Mają trzynastoletnią córkę. Może ona też się zmieni.
Kiwnęłam głową. To wszytko miało sens. Nagle zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz. Dzwoniła mama.
- Tak?
- Możecie już wracać? - zapytała. - Tata musi coś obgadać z Sethem.
- Jasne, już wracamy - powiedziałam i rozłączyłam się. Chłopak spojrzał na mnie ze smutkiem.
- Szkoda - powiedział. - Fajnie się z tobą rozmawia.
Uśmiechnęłam się i wpadłam na wspaniały pomysł.
- Ścigamy się do domu - rzuciłam.
- Dobra, to na trzy - również się uśmiechnął. - Raz... dwa... i trzy!
Pobiegłam. Przez chwilę biegliśmy obok siebie, ale zaraz przyspieszyłam. Normalnie z polanki biegłam w jakieś pięć minut. Teraz musiałam być szybsza. Wyprzedziłam Setha, ale słyszałam, że mnie dogania. Kilka sekund później biegłam za nim. Przyspieszyłam jeszcze odrobinę. Wyprzedzaliśmy się co chwilę, nie zauważyliśmy nawet kiedy wybiegliśmy z lasu. Do drzwi było już blisko. Pobiegłam najszybciej jak byłam w stanie. Kilka sekund później wbiegliśmy do domu. Jednocześnie. Spojrzałam na niego, a on an mnie. Zaczęłam się śmiać. Seth dołączył dosłownie po sekundzie.
Z kuchni wyszedł tata, kiedy nas zobaczył uśmiechnął się. Gdy w końcu się uspokoiliśmy kiwnął głową na Setha, który poszedł za nim na górę.
Wyszłam z domu. Nigdy nie lubiłam ograniczonych przestrzeni. Zawsze spędzałam maksymalnie dużo czasu na dworze. Kiedy zaczęłam się zbliżać do lasu podeszła do mnie Leah.
- Chcesz się przejść? - zapytała, a kiedy kiwnęłam głową uśmiechnęła się jakby ja oświeciło. - Ja się przejdę, ty pojedziesz.
Nie wiedziałam o co jej chodzi. Poszła kawałek wgłąb lasu aż przestałam ją widzieć. Po chwili podbiegł do mnie wilk z czymś w... paszczy? Rzuciła mi to pod nogi, wyraźnie chcąc, żebym podniosła. Zrobiłam to bez wahania. Prawie od razu rozpoznałam szorty i top Lei. Podeszłam do niej i wsiadłam na grzbiet wilczycy. Prawie od razu ruszyła z miejsca. Biorąc pod uwagę jak szybko biegła, musiałyśmy być daleko. Zatrzymała się przy małym stawie. Zeszłam z niej i siadłam na kamieniu tuż przy linii wody. Wilczyca wzięła swoje ubrania i po chwili zniknęła mi z oczu. Po chwili Leah podeszła do mnie już w ludzkiej postaci.
- Leah, jak to się stało, że się zmieniłaś w wilka?  – zapytałam.
- Byłam bardzo zdenerwowana, wściekła i… smutna. Dostałam wysokiej gorączki. Ona nie przechodziła, za to Seth powiedział coś co mnie bardzo zdenerwowało. Wybiegłam z domu, a kilka minut później biegłam przez las w ciele wilczycy.
- Czy ze mną też tak będzie?
- Nie wiem - przyznała  - Jesteś w połowie zmiennokształtną, jak praktycznie każdy przed przemianą. Tylko, że każdy z nas był w połowie człowiekiem. Z tobą jest inaczej i, szczerze mówiąc, nie mam pojęcia jak to będzie.
Nie wiedziałam co o tym  myśleć.
- Wiesz czasem mam wrażenie, że to wszystko to sen. Że po prostu się obudzę i okaże się, że tylko to sobie wyobraziłam.
- Tak byłoby łatwiej, co? - zapytała Leah. - Nie byłoby wpojenia, nie byłoby przemian, wampirów. Ty nie byłabyś celem Volturi, ja nie potrzebowałabym tego naszyjnika. Ale tak nie jest. I może wcale nie jest tak źle.
- Nie jest źle - przyznałam. - Po prostu... nie wiem co o tym myśleć. Mam te sny. W pierwszym widziałam jak Volturi nas atakują, potem Jane i Alec tłumaczyli mi wszytko. Widziałam jak Eric potwierdza wysłanie fałszywych wizji, ale widziałam też, jak namawia Jane, by pomogła mu mnie chronić.
- Uznajmy na chwilę, że ten pierwszy to tylko sen - powiedziała powili, jakby się nad tym zastanawiając. - Może nie wszystkie sny powinnaś traktować dosłownie. A przynajmniej nie te, w których uczestniczysz. Eric - starała się wymówić to imię neutralnie, ale coś jej nie wyszło. - nie może narażać się Volturi, więc wysyła te wizje, ale namawiając do współpracy Aleca i Jane wizje przestają być ważne. Tak więc piekielne bliźniaki są po naszej stronie - czyli mamy wytłumaczone to ich tłumaczenie - zakończyła.
- Wytłumaczone tłumaczenie - masło maślane - powiedziałam z uśmiechem. - To było tak oczywiste, że aż nie mogłam na to wpaść. Ale... nadal coś mi nie pasuje - westchnęłam.
- Mi niestety też. Tylko nie wiem co.
Przez kilka chwil siedziałyśmy w ciszy. Nagle Leah wstała.
-Jakiś człowiek się tu kręci. Pójdę zobaczyć czy się nie zgubił - powiedziała i poszła... rozejrzałam się i zobaczyłam mech. Poszła na północ. To człowiek, więc albo się zgubił, albo... nie wiem co. Rose mówiła, że wgłąb tego lasu nikt się nie zapuszcza.
Kiedy Leah nie wróciła po dobrych dziesięciu minutach nawet nie zaczęłam się martwić. W końcu, skoro to był człowiek, nie mogła zmienić się w wilka. A musiała go poinstruować, jak z lasu wyjść.
Nagle usłyszałam krzyk Lei. Pobiegłam w stronę z której dochodził. Już po minucie zobaczyłam dziewczynę leżącą pod drzewem. Podeszłam do niej. Chyba była nie przytomna. Jej noga leżała pod dziwnym kątem. Dotknęłam jej delikatnie. Nagle otworzyła oczy.
-Uciekaj! - powiedziała. Usiłowała utrzymać oczy otwarte, ale nie udało się jej. o chwili znów straciła przytomność. Usłyszałam jakiś szelest zza krzaków. Spojrzałam w tamtą stronę i przed oczami mignęła mi sylwetka mężczyzny. Przebiegł zza krzaków i schował się za drzewem. Człowiek na pewno by go nie zauważył. Przestraszyłam się. Wiedziałam, ze jeśli chcę pomóc Lei muszę biec po pomoc i przy okazji przeżyć. Pamiętałam drogę, którą się tu dostałyśmy. Wiedziałam, że nie muszę dobiec do samego domu, ale i tak nie dawałam sobie zbyt dużych szans. Zebrałam wszystkie siły i pobiegłam najszybciej jak potrafiłam. A kiedy usłyszałam, ze ktoś za mną biegnie przyspieszyłam. Powoli opadałam z sił, ale nie pozwoliłam sobie zwolnić. Wampir był coraz bliżej, nie miałam szansy dobiec do domu. Leach biegła dobry kwadrans, ale wielka wilczyca biega znacznie szybciej niż ja. Kątem oka zobaczyłam dziwne drzewo i uświadomiłam sobie, że je widziałam, jestem już w połowie drogi. Nie miałam pojęcia ile czasu tak biegłam, ale skoro minęłam już połowę drogi... Ten wampir musiał się ze mną bawić. Przecież już dawno powinien mnie dorwać. Jeszcze tylko połowa. Ale nadal za dużo. Edward nie usłyszy mnie z takiej odległości. Może powinnam krzyczeć? W końcu ten ich słuch. Nie mogłam jednak otworzyć ust. Wiedziałam, że jeśli przeznaczę chociaż odrobinę energii na coś innego niż bieg to zwolnię. A wtedy nie mam szans. Uważniej się rozejrzałam. Wiedziałam, ze jeszcze tylko trochę i mnie usłyszy, ale wampir biegnący za mną nadal się przybliżał. Jakimś cudem udało mi się jeszcze przyspieszyć. Po chwili przestałam słyszeć wampira. Dotąd słyszałam go bardzo wyraźnie. To chyba była zasługa adrenaliny. Musiałam się upewnić, czy on tam dalej jest. Odwróciłam głowę, żeby zobaczyć, czy wampir nadal za mną biegnie. Był wciąż za mną, ale najwyraźniej zauważył, ze go słyszałam, więc zaczął uważać,gdzie stawia nogi. Uświadomiłam sobie, że on biegł w wampirzym tempie, a mimo to nie był w stanie mnie dogonić. Zmusiłam się do oderwania wzroku od wampira i patrzenia przed siebie. Wiedziałam, że jeszcze tylko kilka sekund... nagle zahaczyłam o coś nogą. Praktycznie w tej samej chwili poczułam pod sobą grunt. Spróbowałam wstać, ale lewa noga strasznie mnie bolała. Dotknęłam jej i od razu wiedziałam dlaczego. Złamana - pomyślałam z przerażeniem –a to oznacza że nie mogę dalej biec.


Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Liczę na komentarze (również te z krytyką).