niedziela, 15 września 2013

Rozdział 8

                                             
Za dwadzieścia szósta poszłam do rodziców. Byli już gotowi, więc zadzwoniłam do Evy, że niedługo u niej będziemy. Kiedy tylko się rozłączyłam, zobaczyłam tatę.
-Gotowa? - uśmiechnął się.
-Tak - powiedziałam i również się uśmiechnęłam. Po kilku sekundach siedzieliśmy w samochodzie. Gdy podjechaliśmy pod dom Evy, zobaczyłam, że moja przyjaciółka właśnie wychodzi. Przyjrzałam się jej. Włożyła zwykłe dżinsy, niebieską bluzkę na ramiączkach a włosy zostawiła rozpuszczone. Zawsze dziwiłam się, jak ona może narzekać na swoje włosy; były takie gęste i długie, chociaż ona twierdziła, że wyglądają jak siano... no nie wiem, nie jestem znawcą w tej dziedzinie, ale kiedy na siano pada słońce, to nie wygląda jak miód... taki prawdziwy, świeży miód.
- Dzień dobry - uśmiechnęła się do moich rodziców, a potem spojrzała na mnie.
- Co tak się patrzysz? - spytałam szeptem, kiedy Eva siadła już na miejscu.
- Tak sobie myślę, że tam będzie niejeden przystojny chłopak... - uśmiechnęła się.
- Nie - stwierdziłam nie czekając co powie dalej. Eva ciągle chciała mnie z kimś zeswatać... czasem mnie to wkurzało.
- Ehh... jeszcze żadnego nie widziałaś...
- No i? Nie mam zamiaru umawiać się z kimś z La Push... tata utrzymuje z nimi za dobre kontakty - powiedziałam to najciszej jak się dało, nie chciałam, żeby rodzice usłyszeli.
- Dobra, dobra, jak tam chcesz - stwierdziła i odwróciła się naburmuszona. Postanowiłam się tym nie przejmować.
W końcu dojechaliśmy na miejsce. Okazało się, że prawie wszystko jest już przygotowane. Nagle zobaczyłam dziadka. Zdziwiłam się trochę, no bo, co on będzie robił na ognisku? W pewnej chwili poczułam, że ktoś ciągnie mnie za rękę. Odwróciłam się i spojrzałam na Evę, która pokazywała mi jakiegoś chłopaka. Dopiero po chwili rozpoznałam w nim Ivana. Chłopak najwyraźniej nas zobaczył, bo skierował się w naszą stronę. Gdy podszedł bliżej mogłam mu się uważniej przyjrzeć. Trzeba przyznać, że Eva świetnie go opisała. Ivan miał jakieś... metr osiemdziesiąt pięć wzrostu, intensywnie zielone oczy z brązowymi plamkami, jasne włosy i łagodne rysy twarzy. Uśmiechnęłam się do niego.
- Cześć, nareszcie jesteś! - powiedział i przytulił Evę... kurczę, jak on się na nią patrzył, jakby poza nią świata nie widział.
- Ivan, to Natalie, moja przyjaciółka. Natalie, to Ivan, mój chłopak, opowiadałam ci o nim.
- Tak, coś tam wspomniałaś - stwierdziłam z uśmiechem.
- Ivan! Weź dziewczyny i chodźcie już! - krzyknął jakiś chłopak.
- Jasne! - odkrzyknął Ivan i całą trójką ruszyliśmy w kierunku ogniska. Gdy doszliśmy okazało się, że jeszcze kogoś brakuje. Po kilku minutach dobiegł ok. szesnastoletni chłopak. Ubrany był w szorty i zielony t-shirt. Przyjrzałam się mu; był dość wysoki, miał ciemne włosy, brązowe oczy i miły uśmiech.
- Seth! Znowu się spóźniłeś... - odezwała się jakaś dziewczyna, spojrzałam w jej kierunku, ale na jej twarz padał cień, więc nie mogłam stwierdzić kto to.
- Sorry... musiałem biec kilka kilometrów na północ bo jakiś padalec pozabierał...
- Seth! - tym razem odezwał się mój tata. Chłopak spojrzał na niego, a potem na mnie. I wtedy zamarł. Wyglądał, jakby trafił go grom z jasnego nieba. Spojrzałam dyskretnie w górę, żeby się przekonać, czy na niebie nie powstały jakieś burzowe chmury. Okazało się jednak, że niebo jest równie czyste, jak kilka minut wcześniej. Chłopak - Seth nadal się na mnie gapił, tylko... tak jakoś dziwnie. Tak jak Ivan patrzył na Evę... chociaż nie, nie do końca tak. Nagle wszyscy zaczęli się śmiać... no z wyjątkiem Evy, mnie i  tego chłopaka.
- Seth! Długo masz zamiar jeszcze się na nią gapić? - zapytał spokojnie mój tata, ale Seth nawet nie zareagował. Zaczęłam się dziwnie czuć, wszyscy wpatrywali się we mnie, jakby chcieli, żebym coś zrobiła. A mi zaschło w gardle, a nogi zaczęły drżeć. Myślałam, że się przewrócę, ale z opresji uratowała mnie ta dziewczyna, która wcześniej zwróciła Sethowi uwagę, że się spóźnił. Dziewczyna stanęła między mną a nim i spojrzała na chłopaka z dziwnym wyrazem twarzy. Po chwili jednak uśmiechnęła się i... uszczypnęła go. Tak po prostu. Chłopak aż podskoczył.
- Leah! - warknął. - Mogę wiedzieć co ci odbiło?
- Chciałam się upewnić, że nie zamieniłeś się w zombie. Tak stałeś i patrzyłeś na Natalie, jakbyś chciał ją zjeść...
- Zombie jedzą tylko mózgi, - powiedział, a potem dodał z uśmiechem - więc nie musisz się żadnego obawiać.
Przez chwilę myślałam, że dziewczyna - Leah go uderzy, bo, szczerze mówiąc, nie wyglądała na jakąś szczególnie... łagodną, ona jednak tylko się uśmiechnęła i pokręciła głową.
- Seth... może usiądziesz - zaproponował jakiś chłopak uśmiechając się. Seth kiwnął głową i usiadł. Na ziemi. Tam gdzie stał. I wpatrywał się we mnie.
- Seth... może na ławce, są przygotowane i wygodne... - miałam wrażenie, że Ivan zaraz wybuchnie śmiechem. A Seth... no cóż, pokiwał głową, wstał i ruszył w kierunku ławek. W moim kierunku. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że tam miejsca były już pozajmowane. Nawet mucha by się nie wcisnęła. Usłyszałam, że tata zaczyna się śmiać, a po chwili wstał. Uśmiechnął się do mnie i poszedł siąść na inną ławkę. Mama po chwili zastanowienia zrobiła to samo. Seth uśmiechnął się szeroko i szybko zajął miejsce obok mnie. Wtedy ponownie wszyscy wybuchli śmiechem.
- Mogło być gorzej - pocieszyła mnie Eva.
- Niby jak? - zapytałam
- Hmm... mógł na przykład wziąć cię na ręce i skoczyć z urwiska - stwierdziła uśmiechając się. Nagle wyjaśniło się, dlaczego Eva przez tydzień leżała w domu z gorączką, i złamaną ręką.
- Skoczył z tobą z urwiska? - zapytałam nie bardzo w to wierząc.
- Tak. Wyobraź sobie jak się przestraszyłam. Nagle podbiega do mnie jakiś nieznajomy chłopak, bierze na ręce i skacze z urwiska...
- Żartujesz.
- Nie - odezwał się Ivan. - Naprawdę to zrobiłem. I gdyby się nie wyrywała, to nic by się jej nie stało... no może poza przeziębieniem.
Eva zaśmiała się, a potem zamilkła. Dziadek Billy zaczął opowiadać. Usłyszałam o zimnych ludziach, o mężczyznach zmieniających się w olbrzymie wilki, o jakimś wpojeniu i kilka innych. Trzeba przyznać, że potrafi opowiadać. Kiedy spojrzałam na pozostałych, po ich minach zorientowałam się, że nie słyszą tego po raz pierwszy. Nikt jednak się nie wygłupiał, nie przeszkadzał, nie ziewał. Jednak gdy dziadek skończył, kilku chłopaków prawie krzyknęło z radości, a po chwili wszyscy rzucili się na kiełbaski. Tylko ja i Eva siedziałyśmy nie wiedząc co robić.
Po jakiejś minucie kilka osób wróciło na swoje miejsce. Ivan i Seth byli jednymi z pierwszych. Obaj trzymali po dwa papierowe talerzyki i kilka... naście kiełbasek. Ivan podał jeden talerzyk Evie i położył na nim dwie kiełbaski. Seth podał jeden z talerzyków mnie i z pytającym wyrazem twarzy spojrzał na kiełbaski.
- Dwie - powiedziałam niepewnie.
- Daj jej trzy - uśmiechnęła się moja przyjaciółka.
Chłopak uśmiechnął się i położył trzy kiełbaski. następnie dobrał się do swoich. Pokręciłam z uśmiechem głową i również sięgnęłam po kiełbaskę.
Po dwóch godzinach pojechaliśmy do domu. Było jeszcze dość wcześnie, ale ja byłam zmęczona. Poza tym musiałam przemyśleć dziwne zachowanie Setha. Dziadek Bill opowiadał o wpojeniu... hmm... gdyby to nie była legenda pomyślałabym, że Seth mnie sobie wpoił. Po chwili jednak odrzuciłam tę myśl.
- Idę spać - stwierdziłam, kiedy tylko weszliśmy do domu. Biegiem ruszyłam do swojego pokoju, szybko wzięłam prysznic i położyłam się do łóżka.
Dzień wyjazdu nadszedł bardzo szybko. Wstaliśmy wcześniej, wzięliśmy potrzebne rzeczy i pojechaliśmy na lotnisko. Spieszyliśmy się jak nie wiem co, a i tak zdążyliśmy w ostatniej chwili. W czasie lotu mama opowiedziała mi o Cullenach. Carlisle i Esme - jej rodzice adoptowali ją, kiedy byli jeszcze bardzo młodzi. Mama ma jeszcze szóstkę rodzeństwa - adopcyjnego. Mama jest z nich najstarsza.
Gdy dolecieliśmy na miejsce, tata poszedł po bagaże, a ja z mamą weszłyśmy do cukierni. Kiedy wyszliśmy podbiegł do nas ok. osiemnastoletni, ciemnowłosy chłopak i uściskał mamę.
- Ness! A jednak zostawiłaś Jake'a! Jazz idzie na zakupy z Al i Rose! - krzyczał wciąż obracając moja mamę.
- Em... nie wiem jak ci to powiedzieć, ale Jake też tu jest. Poszedł po bagaże - chłopakowi zrzedła mina, ale już po chwili ponownie się uśmiechnął.
- Czyli ja idę z nimi na zakupy. No cóż... może się jakoś wymigam. A kogo my tu mamy? - chłopak spojrzał na mnie.
- To Natalie, moja córka... mówi ci to coś?
- Nie poznałem cię - stwierdził, a po chwili wirowałam w powietrzu. Kurczę, jaki on zimny. - No, no, wyrosłaś Nat, nie ma co... ale nadal oglądasz teletubisie? - zapytała z... nadzieją?
- Eee... nie... nie oglądam...
- Szkoda - Em wydawał się autentycznie smutny.
- Emmet! - usłyszeliśmy głos mojego taty.
- Jake! Miło cię widzieć! - uśmiechnął się chłopak
- Gdybym cię widział, powiedziałbym to samo - stwierdził tata, a Emmet chyba załapał iluzję, bo zabrał kilka walizek. - Ehh... dzięki. Dziewczyny, co wy tam zabrałyście???
- Tylko niezbędne rzeczy - stwierdziła mama.
Emmet zaprowadził nas do samochodu, a następnie spróbował wcisnąć walizki do bagażnika. Ostatecznie mu się udało. Em zadowolony usiadł za kierownicą i pojechał... zostawiając nas na lotnisku.
- Wróci - stwierdziła mama. Miała rację, jakieś piętnaście minut później czerwony samochód ponownie pojawił się na parkingu.
- Sorry... - Emmet udawał zawstydzonego.
- No wiesz, zostawić tu mnie i moją córkę? - powiedziała groźnym tonem mama. - Ciekawe co powie na to Rose...
- Nie mówcie jej! - w oczach osiłka pojawił się strach, w tym momencie tata nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem. Nagle coś zwróciło moją uwagę. Jego oczy stały się czarne, a przecież wyraźnie widziałam, że były miodowe...
- No dobrze... - stwierdziła dobrodusznie mama.
- No wiesz, chyba, że coś się komuś wymsknie - uśmiechnął się tata.
- Wtedy poprawimy jej humor mówiąc, że ciebie również zostawił - odpowiedziała mama, a po chwili wsiadła do samochodu. Po kilku sekundach byliśmy już w drodze.
Nigdy nie miałam choroby lokomocyjnej, ale Emmet jechał tak szybko...
- To samochód Rose, tak? - zainteresował się nagle tata.
- Tak - Em podejrzliwie na niego spojrzał.
- A, powiedz mi, czy Rose lubi zapach wymiocin?
- Nie - chłopak nadal nie wiedział o co chodzi mojemu tacie.
- Aha. A czy wiesz, że Nat jest już zielona?
- Co?! - wykrzyknął chłopak i natychmiast zwolnił. Od razu poczułam się lepiej, a Em odetchnął z ulgą.
Pół godziny później byliśmy już na miejscu. Kiedy zobaczyłam dom, zaniemówiłam; był dokładnie taki sam, jak nasz w Forks. Tata uśmiechnął się, a po chwili wszyscy weszliśmy do środka. Zobaczyłam siedem osób, wszyscy się uśmiechali, a najbardziej dziewczyna o urodzie... chochlika... dziewczyna z mojego snu.




Rozdział miał być na poprzedni weekend, ale cóż, nie wyszło. Za to mam nadzieję, że ten się podoba.

środa, 4 września 2013

Ocena

Hej!
Zgłosiłam bloga do oceny, która pojawiła się... już jakiś czas temu. Kompletnie zapomniałam dać wam znać. Tak więc, podaję link do oceny mojego bloga: link.
Pozdrawiam,
Aga
PS. Kolejny rozdział powinien pojawić się w weekend.