Bo życie to jeden wielki sekret...
piątek, 4 grudnia 2015
Rozdział 15
Następne dni mijały mi szybko. Leah, kiedy tylko poczuła się lepiej, przyszła do mnie i zaproponowała, żebym wybrała się z nią gdzieś, kiedy wrócimy do domu. Biorąc pod uwagę, że nie chciała rozmawiać o niczym szczególnym tutaj, domyśliłam się dlaczego to zaproponowała.
W końcu nadszedł czas powrotu. Z jednej strony nie mogłam się doczekać spotkania z Evą i resztą znajomych, ale z drugiej wiedziałam, że będę tęskniła za tą rodzinką.
Przespałam cały lot. Kiedy mama mnie obudziła prawie wszyscy już wyszli. a lotnisku czekała na mnie Eva.
- Wreszcie wróciłaś! - krzyknęła kiedy tylko mnie zobaczyła. Podbiegłam do niej i się uściskałyśmy.
- Tak, wróciłam. Jak ja się za tobą stęskniłam!
Eva wypytywała mnie o wszystko, a ja, chcąc, nie chcąc, odpowiadałam na jej pytania. Po kilku minutach zobaczyłam Ivana. Pomachałam do niego, a on podszedł do mojego taty, żeby z nim porozmawiać.
- Wracasz z nami - powiedziała w pewnej chwili, a następnie wskazała na Ivana. - Obiecał, że załatwi z twoimi rodzicami, żebyś pojechała z nami do La Push.
Uśmiechnęłam się.
Kilka minut później siedziałam w samochodzie z Ivanem i Evą. Opowiadałyśmy sobie o tym, co robiłyśmy na wakacjach, kiedy nagle Ivan pokręcił głową i powiedział.
- Możesz powiedzieć jej o wszystkim. I tak wie.
Spojrzałyśmy na niego w jednej chwili, a w samochodzie zrobiło się cicho.
- Nat, Eva jest moją dziewczyną i nie ma szans, bym kiedykolwiek przestał to do niej czuć. Kiedy kogoś sobie wpoimy, to możemy powiedzieć tej osobie o wszystkim. Eva... ojciec Natalie jest taki jak ja, a jej mama... no cóż... wyjaśnicie to sobie same.
Nikt już nie odezwał się ani słowem. Eva wiedziała. To wszystko zmieniało. I sprawiało, że była w niebezpieczeństwie.
Gdy wyszłyśmy z samochodu, zostawiłyśmy Ivana i poszyłyśmy a plażę.
- Od kiedy wiesz? - zapytałam
- Przyszedł do mnie, jak wróciłam ze szpitala. Wyjaśnił wszystko i przemienił się, kiedy nie chciałam mu wierzyć. Nie pomogło, bo wydawało mi się, że mam halucynacje. Ale później zrobił to znowu. Kiedy zorientowałam się, że twój tata jest taki jak oni... myślałam, ze wiedziałaś o wszystkim i chciałam się na ciebie powściekać, ale Ivan powiedział, że o niczym nie wiesz. Strasznie trudno było mi niczego ci nie zdradzić.
- Moja mama jest w połowie wampirem. Odwiedzaliśmy wampirzą rodzinkę. I okazało się, że mam jakiś dar. A dokładnie to sny - powiedziałam patrząc na wodę. - Śnię o przyszłości, chyba też o teraźniejszości, ale czasem też nic realnego. Mój mózg po prostu tłumaczy mi w ten sposób to, co nie zostało powiedziane. I są jeszcze Volturi. Oni są...
- Rodzinka królewska - powiedziała Eva. - Coś tam mi Ivan wspominał.
- Dokładnie. I chcą się mnie pozbyć. Zostałam nawet zaatakowana, ale na szczęście nic wielkiego mi się nie stało. Gorzej było z Leą.
- Była tam z wami?
- Tak. Ona i Seth. Wyszłam z nią i wampir nas zaatakował. Zranił Leę - powiedziałam i miałam nadzieję, że Eva nie będzie zadawać pytań. Nie chciałam jej okłamywać.
- Zaatakują was? Volturi?
- Tak, zimą.
- Opowiedz mi o wszystkim - poprosiła a ja kiwnęłam głową i zaczęłam mówić. Opisałam Cullenów, ich dary i wszystko o czym się dowiedziałam. Powiedziałam również, że jeden ze strażników Volturi nam pomaga, ale nie powiedziałam dlaczego. Obiecałam Lei, że nikomu nie zdradzę kim dla niej był.
Kiedy wróciłam do domu było już późno, jednak nie byłam zmęczona. Weszłam do kuchni, tata robił sobie kanapkę... albo dziesięć.
- I co, Eva cię zagadała?
- Tym razem chyba ja miałam więcej do opowiedzenia - powiedziałam, nie uśmiechając się. Tata spojrzał na mnie i pokiwał głową.
- Teraz, gdy obie już wiecie będzie trochę inaczej.
- Ale czy to... czy ona nie będzie w niebezpieczeństwie? Skoro wie, to...
- Ivan nie dopuści żeby coś jej się stało. A poza tym, gdyby nie wiedziała o nas, byłaby w jeszcze gorszej sytuacji. Aby dojść do ciebie ktoś mógłby posłużyć się nią. Teraz wie, żeby uważać.
- Martwię się o nią - przyznałam. Tata przytulił mnie.
- Nic jej się nie stanie. Jeśli zrobi się niebezpiecznie obie zostaniecie przeniesione do La Push.
Słowa taty mnie uspokoiły, jednak mój mózg chyba nie był przekonany. Przez całą noc miałam koszmary. Rano już nie pamiętałam prawie nic. A to, co zapamiętałam przerażało mnie. Zapamiętałam mnóstwo krwi, ranną Evę, Ivana i moich rodziców. Jedyne co mnie pocieszało to fakt, że nie były to moje wizje, ale zwykłe koszmary. Czułam różnicę, nie byłam do końca pewna, na czym polegała, ale byłam jej pewna.
Rano wpadła Leah. Miałyśmy się gdzieś razem wybrać.
- Sam jedzie do Seatle. Możemy wpaść do centrum.
- Mi pasuje. Nie chciałaś iść na zakupy z Alice i Rosalie, więc trzeba to nadrobić.
- Ja się dziwię, ze zaproponowały to tyko raz - zaśmiałyśmy się.
Kilka minut później pod moim domem zatrzymał się samochód.
- Leah jedzie na zakupy. Jak dawno ja tego nie widziałem - zaśmiał się mężczyzna. Był już po trzydziestce, a ja przypomniałam sobie, że Leah była w podobnym wieku, tylko wyglądała na siedemnaście.
- Sam, od dłuższego czasu chodzisz za kimś innym, nic więc dziwnego, że nie widzisz mnie na zakupach.
- Ale nie mam na myśli tych spożywczych.
- Jakie śmieszne - warknęła Leah, a mężczyzna się zaśmiał.
- Nat, dopilnuj, żeby kupiła jakąś sukienkę. Od jej przemiany widziałem ją w sukience trzy razy. W tym raz na moim ślubie.
- Nie przesadzaj - zaśmiała się Leah. - Jestem pewna, że więcej. Co najmniej cztery.
- Liczyłem. Trzy.
- Przymierzałam dwie sukienki - przypomniała mu Leah, a Sam uśmiechnął się w odpowiedzi.
- Zawsze byłaś lepsza z matmy.
- Lepsza? Chłopie, gdyby nie ja, nie skończyłbyś szkoły. A byłam klasę niżej.
- Nie moja wina, że nie mam głowy do liczb - odpowiedział, wzruszając ramionami. - Ale gdyby nie moje odpowiedzi z chemii, ty też byś daleko nie zaszła.
- Uczciwy układ - powiedzieli jednocześnie i zaśmiali się. Leah wydawała się naprawdę rozluźniona i spokojna. Najwyraźniej lubiła Sama.
Kiedy wysiadłyśmy z samochodu, Leah pomachała Samowi.
- Byliście w jednej szkole? - zapytałam, a ona kiwnęła głową.
- Sam jest rok starszy i też jest zmiennokształtnym, ale wpoił sobie Emily i przestał się przemieniać. Chciał spędzić z nią życie. Kiedyś byłam w nim zakochana. On we mnie też. A potem Emily postanowiła mnie odwiedzić.
- Z tego co zauważyłam, to chyba już ci przeszło - powiedziałam ostrożnie, a ona kiwnęła głową.
- Na początku strasznie rozpaczałam. Nie wiedziałam jeszcze dlaczego zostawił mnie dla mojej kuzynki, gdy tylko ją zobaczył. To było przed mją przemianą. A potem poznałam Erica - powiedziała, a po chwili uśmiechnęła się. - Dajmy temu spokój. Chcę spędzić trochę czasu jak normalny człowiek. Co ty na to? A o poważnych sprawach jeszcze zdążymy porozmawiać.
Uśmiechnęłam się i kiwnęłam głową.
Zakupy z Leą były prawie tak wyczerpujące jak te z Evą. A moja przyjaciółka była zakupocholiczką.
- A może jednak ją przymierzysz? - zasugerowałam, gdy Leah przeglądała bluzy. Znaczy udawała, że przegląda. Tak naprawdę skupiała się na niebieskiej sukience do kolan.
- Nie, wiesz, że nie potrzebuje bluz - powiedziała.
- Od pięciu minut co chwila zerkasz na tamtą sukienkę. Przymierz ją.
Leah w pierwszej chwili chciała zaprotestować, ale chyba zmieniła zdanie.
- Ostatnio miałam na sobie sukienkę ponad dziesięć lat temu. Na ślubie Sama i Emily - powiedziała i spojrzała na mnie. - Eric uwielbiał jak zakładałam sukienki.
Kiwnęłam głową i nie nalegałam. To rozstanie nadal ją bolało, a ona nie mogła nawet o tym porozmawiać. Do tej pory.
- Chyba najwyższy czas jakąś kupić - powiedziała nagle, wzięła do ręki sukienkę i poszła do przebieralni.
Kiedy skończyłyśmy zakupy ja miałam zieloną bluzeczkę i czerwoną spódniczkę, a Leah miała trzy sukienki i mnóstwo topów i szortów. Kupując je wybierała te najtańsze. Stwierdziła, że i tak niedługo niewiele z nich zostanie. Nie zdziwiło mnie to. Czasem nie było czasu na zostawienie ubrania w odpowiednim miejscu, a czasem nawet na zdjęcie. Sfora pilnowała naprawdę dużego terenu, nie tylko La Push, więc często natykali się na wampiry. Często zostawali na obrzeżach po kilka dni, najczęściej udając, że są na kempingu. Nawet namioty ze sobą brali. Głównie w razie gdyby kogoś spotkali. I czasem tym kimś są wampiry. Tak więc nie ma czasu na wiele rzeczy, jak na przykład martwienie się ubraniami.
- To co, idziemy na lody? - zaproponowałam, a Leah kiwnęła głową. Zamówiłyśmy dwie duże porcje i usiadłyśmy przy stoliku.
Żadna z nas nie miała ochoty rozmawiać o wampirach, sforze, czy niebezpieczeństwie, w którym byłam. Spędziłyśmy czas jak dwie normalne nastolatki i chciałyśmy, żeby tak zostało.
Zjadłyśmy lody, kiedy zadzwonił telefon Lei. Dzwonił Sam.
- Załatwił, co miał załatwić i będzie na parkingu za jakieś dziesięć minut - powiedziała Leah, kiedy tylko się rozłączyła. Uśmiechnęłam się do niej.
Wróciłyśmy do La Push. Leah zaprosiła mnie do siebie. Kiedy tylko weszłyśmy zobaczyłam Setha.
- Leah, zaraz lecę na patrol, wrócę rano. Możesz zrobić zapiekankę? - rzucił, nawet nie odwracając się. Szukał czegoś w szafce. - Widziałaś moje chipsy?
- Te, które zjadłeś wczoraj? Owszem, co najmniej pół paczki nadal leży na podłodze w twoim pokoju.
- Ale kupiłem dwie paczki - powiedział, nadal otwierając szafkę za szafką.
- I zjadłeś dwie paczki. Jeśli Nat mi pomoże, to zrobię ci tą zapiekankę. A teraz leć, bo jak znowu się spóźnisz to ja będę słuchała narzekań Jake'a.
- Natalie? - Odwrócił się i uśmiechnął. - Nie wiedziałem, że przyszłaś.
- Zauważyłam. A teraz leć, tylko uważaj na siebie - powiedziałam z uśmiechem. Seth kiwnął głową i wyszedł. Leah zaśmiała się.
- Nawet o jedzeniu zapomniał. To naprawdę coś.
- A ja nie wiem co robić - powiedziałam cicho, nie patrząc na przyjaciółkę.
- Z Sethem i wpojeniem? - upewniła się, a ja kiwnęłam głową. - Początki nigdy nie są łatwe, nawet w normalnych związkach. A tutaj... możesz być pewna Setha, wpoił sobie ciebie, więc nigdy nie przestanie cię kochać. Ale ty nie możesz zapewnić mu tego samego. Ale potem jest lepiej. Przerabiałam to już kilka razy. Emily czy nawet Eva - jak się dowiedziała rozmawiała ze mną i Emily.
- A jeśli nie pokocham go? - zapytałam. - To go zrani i...
- Nie martw się. On będzie chciał twojego szczęścia. Bardziej zraniłoby go, gdybyś dla niego udawała. Na razie nie przejmuj się tym.
Leah uśmiechnęła się do mnie, a ja uspokoiłam się.
- Przepraszam. Ostatnio dużo się dzieje. Za dużo - powiedziałam.
- Też tak uważam. Dobrze, że pojechałyśmy na zakupy. Choć na chwilę się od tego oderwać...
Poszłyśmy do pokoju Lei. Nie był za duży, ale ładny. Ściany pokoju były błękitne. Nie było dużo mebli: drewniana szafa, jednoosobowe łóżko i biurko, przy którym stało krzesło. Na biurku z lewej strony leżał laptop, a prawa część była zawalona zeszytami i książkami. Na podłodze leżał gruby, jasny dywan. Pomijając biurko, było idealnie czysto.
Leah otworzyła szafę - nie sądziłam, że porządek w szafie jest możliwy, ale jej się udało. Wyjęła jakieś ubrania i wyszła do łazienki się przebrać.
Bardzo podobała mi się jej szafa. Nie przypominałam sobie, żebym kiedykolwiek taką widziała. Podeszłam, żeby przyjrzeć się jej, kiedy wróciła Leah.
- Ładna ta szafa. Dawno ją kupiłaś? - zapytałam, uśmiechając się.
- Zrobił ją mój tata jak byłam jeszcze mała - powiedziała i delikatnie się uśmiechnęła. - Śmiał się ze mnie, bo wrzucałam na najwyższą półkę swoje zabawki, a potem nie byłam w stanie ich wyciągnąć.
Kiwnęłam głową, ale nic nie powiedziałam.
Mam zamiar dokończyć tą opowieść. Nie wiem, czy rozdziały będą pojawiały się regularnie, ale na pewno będą. Nie wiem, czy po tak długiej przerwie ktoś to jeszcze czyta, ale jak na razie nie jest to dla mnie aż tak bardzo ważne. Po prostu chcę to dokończyć.
czwartek, 12 lutego 2015
Zawieszenie
Hej!
Zawieszam bloga do kwietnia. W tym roku piszę egzaminy gimnazjalne i mam bierzmowanie (a w kompendium prawie sześćset pytań). Zależy mi na dobrych ocenach i dobrym wyniku oraz o przystąpieniu do sakramentu bierzmowania, a więc zawieszam bloga. Po prostu nie mam czasu pisać. Ale jak wrócę rozdziały powinny pojawiać się bardziej regularnie :)
Zawieszam bloga do kwietnia. W tym roku piszę egzaminy gimnazjalne i mam bierzmowanie (a w kompendium prawie sześćset pytań). Zależy mi na dobrych ocenach i dobrym wyniku oraz o przystąpieniu do sakramentu bierzmowania, a więc zawieszam bloga. Po prostu nie mam czasu pisać. Ale jak wrócę rozdziały powinny pojawiać się bardziej regularnie :)
sobota, 25 października 2014
Rozdział 14
Wampir szedł do mnie powoli. Wiedział, że nie musi się spieszyć. Nie byłam w stanie się ruszyć, a on się zbliżał. Miał na sobie ciemnozieloną pelerynę, a na głowie kaptur, którego cień padał na twarz. Nagle wampir zatrzymał się i spojrzał w lewo. Dosłownie po kilku sekundach pojawił się inny wampir. Ten również był w pelerynie, tylko czarnej. Stał do mnie tyłem.
- Zostaw ją! - powiedziała wampirzyca. Przyjrzałam się jej uważniej. Płeć określiłam na podstawie głosu, ale to tyle. No i ten głos wydawał mi się dziwnie znajomy.
- Niby dlaczego? - zapytał ten w zielonej pelerynie.
- Bo cię o to proszę - powiedziała wampirzyca zsuwając kaptur. Zobaczyłam jasne włosy. Jane. Wampir chyba też zorientował się z kim ma do czynienia, bo ukłonił się i zwiał. Tak po prostu. Jane odwróciła się.
- Oni są coraz głupsi - powiedziała bardziej do siebie niż do mnie. - Uratowałam ci życie, więc w ramach wdzięczności mogłabyś nikomu o mnie nie wspominać.
- Edward czyta w myślach - powiedziałam. Wampirzyca spojrzała na mnie z zaskoczeniem. Nagle dotarło do mnie, że znam ją tylko ze snów. Pewnie spodziewała się, że będę się jej strasznie bała i nie wiem co jeszcze.
- Wiesz kim jestem? - zapytała, a ja kiwnęłam głową.
- Jane Volturi, masz brata Aleca. Wielu nazywa was piekielnymi bliźniętami - powiedziałam, po czym zawahałam się. Postanowiłam jednak zaryzykować. - Eric wymógł na tobie obietnicę, że będziesz mnie chronić.
Zaskoczyłam ją. Widziałam to.
- Skąd to wiesz?
- Mam sny. Widziałam waszą rozmowę.
Jane spojrzała na mnie z przerażeniem.
- Nikt nie może się dowiedzieć. Nawet twoja rodzina.
- Ale... Leah już wie.
- Od dawna?
- Od kilku dni. Ale tylko ona - zapewniłam Jane, ale wampirzyca pokręciła głową.
- Wie cała sfora. W końcu to zmiennokształtna.
- Nie wiedzą. - Leah opierała się o drzewo. Zastanowiłam się, jakim cudem Jane jej nie wyczuła.
- Naszyjnik... widzę, że opanowałaś go - wampirzyca spojrzała chłodno na Leę.
- Owszem. W jakichś pięćdziesięciu procentach.
- Planowałaś zaatakować? - zapytała kpiąco Jane. Leah nie była w najlepszym stanie. Jedna ręka zwiała jej bezwładnie, przez brzuch biegła rana. Nie zagrażająca życiu, ale na pewno utrudniająca poruszanie się.
- Raczej doczołgać się do Cullenów i powiadomić o całej sytuacji.
- Dlaczego się nie zmieniłaś? - zapytałam. W końcu nawet jeśli ani Seth, ani tata nie są w formie wilków, to ktoś z jej sfory jest. I mógłby wykonać telefon znacznie szybciej niż Leah doszłaby do domu.
- Bo... - Leah spojrzała nieufnie na Jane, ale odpowiedziała. - Nie mogę. Nie wiem co on mi zrobił, ale nie mogę.
Jane zareagowała natychmiast. Podbiegła do Lei i kazała jej usiąść. Nie byłam pewna co robiła, ale na badanie to nie wyglądał. Po dobrych kilku minutach Jane wstała.
- Nie zranił cię niczym co mogło do tego doprowadzić. To musi być jego dar. Musisz zneutralizować to za pomocą naszyjnika.
- Myślisz, że nie próbowałam?
- Na spokojnie. Odpocznij, uspokój się. Natalie nic nie grozi. Musisz się uspokoić.
- Od kiedy pijawki pomagają zmiennokształtnym?
- Uznajmy, że od dzisiaj.
Leah westchnęła ale położyła się. Jane podeszła do mnie i podała mi bransoletkę.
- Skup się na tym co się wydarzyło i wymyśl inną wersję. Cokolwiek. Tylko ustal to z Leą. Ja odejdę, jak tylko będzie mogła się zmienić.
Przez kilka następnych minut siedziałyśmy w ciszy. Nagle zdałam sobie sprawę, z tego, że noga już prawie mnie nie bolała. Delikatnie dotknęłam nogi. Jane zauważyła mój ruch i podeszła do mnie. Zbadała kość.
- Prawie się zrosła - powiedziała zaskoczona. - Ale... to za mało czasu. Nawet uwzględniając twoje... korzenie.
Nie zapytałam o co jej chodziło. Wiedziałam.
- Takiego przypadku jak ja jeszcze nie było. Raczej nie zgadniemy jak będzie funkcjonował mój organizm - powiedziałam, a Jane się uśmiechnęła. Leah podniosła się.
- Udało się - powiedziała tylko, a wampirzyca narzuciła kaptur i odbiegła. Tak po prostu, bez słowa.
- Udało mi się odgonić tego wampira. Pojawiłam się w wilczej postaci i z nim walczyłam. Tylko tyle musisz wiedzieć - powiedziała, a ja kiwnęłam głową. Skupiłam się na tym wszystkim.
- No i widzisz, tak to się robi.
- A... dlaczego nikogo nie wezwałaś? - zapytałam nagle zauważając lukę w wersji Lei.
- Podczas pierwszej walki wampir pozbawił mnie przytomności. Kiedy się obudziłam nie słyszałam nikogo. Byłam sama. Ale teraz spróbuję jeszcze raz.
Leah odeszła kawałek, aby się zmienić. Wciąż miała trudności z chodzeniem, a jej ręka nie wyglądała nawet odrobinę lepiej.
Dziewczyna wróciła po kilkunastu minutach. Była zmęczona. Siadła obok mnie i oddychała ciężko.
- Zaraz przyjdą. A ja będę musiała trochę odpocząć - powiedziała.
Faktycznie, rodzice, Seth i cała reszta pojawili się po jakichś pięciu minutach.
- Leah! - Seth podbiegł do siostry widząc w jakim jest stanie. - Wszystko w porządku?
- Będzie, jak trochę odpocznę i jak ktoś nastawi mi rękę. Tylko szybko, bo zaczyna się zrastać.
Seth odsunął się robiąc miejsce dla Carlisle'a. Kilka chwil później było po wszystkim.
- Jesteś w stanie chodzić? - zapytał tata.
- Ledwo - przyznała Leah. Seth chciał pójść się zmienić, ale Carlisle go zatrzymał.
- Jeśli ma jakieś urazy wewnętrzne, to taki środek transportu jest wykluczony.
Mama tymczasem podeszła do mnie.
- Wszystko w porządku? - zapytała.
- Już tak. Miałam złamaną nogę, ale chyba już się zrasta. Naprawdę nic poważnego.
Mama uśmiechnęła się i mnie przytuliła.
Kilka minut później byliśmy już w drodze do domu. Nie byłam w stanie jeszcze chodzić, więc zaniósł mnie Seth. Chociaż właściwie to na nim jechałam. Leę niósł Carlisle. Widać, że nie była jakoś szczególnie zadowolona. Pewnie gdyby Carlisle był lepiej obeznany w sytuacji wziąłby nosze. W końcu jako lekarz pewnie jakieś ma. A nawet jak nie to można by je z czegoś zrobić. A tymczasem musiał iść dość wolno, żeby Leą nie rzucało. Może dlatego była niezadowolona. Chyba nie lubiła, jak się z nią cackano. Tyle, że w takiej sytuacji to chyba nie można nazwać tego cackaniem. Edward, Esme, Rose i Jasper pobiegli przygotować jakiś pokój dla Lei. Całą czwórką pokój dla jednej osoby.
- Dziwne, że tego nie widziałam - powiedziała nagle Alice. Zastanowiłam się. W sumie racja.
- Może tamten wampir tego nie planował? - rzuciła mama patrząc z troską to na mnie, to na Leę. Al kiwnęła głową i więcej się nie odezwała.
W końcu dotarliśmy do domu. Carlisle zaniósł Leę, a mama zaniosła mnie do salonu. Siedziałam w fotelu, kiedy Carlisle badał Leę. Jej pokój był na parterze, tuż obok gabinetu. Z mojego miejsca widziałam fragment tego pokoju. Stwierdziłam, że nic dziwnego, że musiało go przygotować aż tyle wampirów. Więcej przyrządów niż w niejednym szpitalu. Oni chcą własny szpital otworzyć, czy co?
- Po prostu wiemy, że jak Volturi postanowią nas zabić, to sfora nam pomoże. A jeśli wywiązałaby się walka, to będą potrzebować opieki medycznej - powiedział Edward. Wcześniej musiał być w kuchni.
- Co z Leą?
- Chyba nic poważnego, ale mówiła, że nie mogła się przez chwilę zmienić, a potem nie słyszała nikogo. Ale to już przeszło. Najpóźniej pojutrze będzie jak nowa.
Uspokoiłam się. Widziałam jak chodziła, martwiłam się, czy aby na pewno wyzdrowieje, ale skoro Carlisle już kończy ją badać, a ja dostałam informacje prawie od źródła... Edward zaśmiał się słuchając moich myśli.
- Prawie od źródła... tak jeszcze o mnie nie mówiono.
- Myślano. I mógłbyś nie podsłuchiwać.
Edward ciągle się uśmiechał, a ja po chwili zrobiłam to samo.
- Musisz odpocząć - powiedział i zaniósł mnie do mojego pokoju. Położył mnie do łóżka. Chciałam wstać.
- Muszę się umyć - stwierdziłam.
- Zaraz zawołam Ness.
Minutę później mama pomogła mi się przebrać. W sumie nie potrzebowałam pomocy. Noga już mnie nie bolała. Chyba mi się już zrosła, ale mama... no cóż martwiła się. Umyłam tylko twarz i ręce. Potem przyszła Rose i założyła mi usztywnienie na nogę i kazała spać. Stwierdziła też, że w tym tempie rano nie zostanie żadnego śladu po złamaniu.
Wiem, wiem, spóźniłam się z rozdziałem, ale tak wyszło. Mam nadzieję, że następny uda mi się napisać na za miesiąc. A tymczasem komentujcie. Naprawdę nie chce się człowiekowi pisać, jak ma się wrażenie, że nikt nie czyta.
- Zostaw ją! - powiedziała wampirzyca. Przyjrzałam się jej uważniej. Płeć określiłam na podstawie głosu, ale to tyle. No i ten głos wydawał mi się dziwnie znajomy.
- Niby dlaczego? - zapytał ten w zielonej pelerynie.
- Bo cię o to proszę - powiedziała wampirzyca zsuwając kaptur. Zobaczyłam jasne włosy. Jane. Wampir chyba też zorientował się z kim ma do czynienia, bo ukłonił się i zwiał. Tak po prostu. Jane odwróciła się.
- Oni są coraz głupsi - powiedziała bardziej do siebie niż do mnie. - Uratowałam ci życie, więc w ramach wdzięczności mogłabyś nikomu o mnie nie wspominać.
- Edward czyta w myślach - powiedziałam. Wampirzyca spojrzała na mnie z zaskoczeniem. Nagle dotarło do mnie, że znam ją tylko ze snów. Pewnie spodziewała się, że będę się jej strasznie bała i nie wiem co jeszcze.
- Wiesz kim jestem? - zapytała, a ja kiwnęłam głową.
- Jane Volturi, masz brata Aleca. Wielu nazywa was piekielnymi bliźniętami - powiedziałam, po czym zawahałam się. Postanowiłam jednak zaryzykować. - Eric wymógł na tobie obietnicę, że będziesz mnie chronić.
Zaskoczyłam ją. Widziałam to.
- Skąd to wiesz?
- Mam sny. Widziałam waszą rozmowę.
Jane spojrzała na mnie z przerażeniem.
- Nikt nie może się dowiedzieć. Nawet twoja rodzina.
- Ale... Leah już wie.
- Od dawna?
- Od kilku dni. Ale tylko ona - zapewniłam Jane, ale wampirzyca pokręciła głową.
- Wie cała sfora. W końcu to zmiennokształtna.
- Nie wiedzą. - Leah opierała się o drzewo. Zastanowiłam się, jakim cudem Jane jej nie wyczuła.
- Naszyjnik... widzę, że opanowałaś go - wampirzyca spojrzała chłodno na Leę.
- Owszem. W jakichś pięćdziesięciu procentach.
- Planowałaś zaatakować? - zapytała kpiąco Jane. Leah nie była w najlepszym stanie. Jedna ręka zwiała jej bezwładnie, przez brzuch biegła rana. Nie zagrażająca życiu, ale na pewno utrudniająca poruszanie się.
- Raczej doczołgać się do Cullenów i powiadomić o całej sytuacji.
- Dlaczego się nie zmieniłaś? - zapytałam. W końcu nawet jeśli ani Seth, ani tata nie są w formie wilków, to ktoś z jej sfory jest. I mógłby wykonać telefon znacznie szybciej niż Leah doszłaby do domu.
- Bo... - Leah spojrzała nieufnie na Jane, ale odpowiedziała. - Nie mogę. Nie wiem co on mi zrobił, ale nie mogę.
Jane zareagowała natychmiast. Podbiegła do Lei i kazała jej usiąść. Nie byłam pewna co robiła, ale na badanie to nie wyglądał. Po dobrych kilku minutach Jane wstała.
- Nie zranił cię niczym co mogło do tego doprowadzić. To musi być jego dar. Musisz zneutralizować to za pomocą naszyjnika.
- Myślisz, że nie próbowałam?
- Na spokojnie. Odpocznij, uspokój się. Natalie nic nie grozi. Musisz się uspokoić.
- Od kiedy pijawki pomagają zmiennokształtnym?
- Uznajmy, że od dzisiaj.
Leah westchnęła ale położyła się. Jane podeszła do mnie i podała mi bransoletkę.
- Skup się na tym co się wydarzyło i wymyśl inną wersję. Cokolwiek. Tylko ustal to z Leą. Ja odejdę, jak tylko będzie mogła się zmienić.
Przez kilka następnych minut siedziałyśmy w ciszy. Nagle zdałam sobie sprawę, z tego, że noga już prawie mnie nie bolała. Delikatnie dotknęłam nogi. Jane zauważyła mój ruch i podeszła do mnie. Zbadała kość.
- Prawie się zrosła - powiedziała zaskoczona. - Ale... to za mało czasu. Nawet uwzględniając twoje... korzenie.
Nie zapytałam o co jej chodziło. Wiedziałam.
- Takiego przypadku jak ja jeszcze nie było. Raczej nie zgadniemy jak będzie funkcjonował mój organizm - powiedziałam, a Jane się uśmiechnęła. Leah podniosła się.
- Udało się - powiedziała tylko, a wampirzyca narzuciła kaptur i odbiegła. Tak po prostu, bez słowa.
- Udało mi się odgonić tego wampira. Pojawiłam się w wilczej postaci i z nim walczyłam. Tylko tyle musisz wiedzieć - powiedziała, a ja kiwnęłam głową. Skupiłam się na tym wszystkim.
- No i widzisz, tak to się robi.
- A... dlaczego nikogo nie wezwałaś? - zapytałam nagle zauważając lukę w wersji Lei.
- Podczas pierwszej walki wampir pozbawił mnie przytomności. Kiedy się obudziłam nie słyszałam nikogo. Byłam sama. Ale teraz spróbuję jeszcze raz.
Leah odeszła kawałek, aby się zmienić. Wciąż miała trudności z chodzeniem, a jej ręka nie wyglądała nawet odrobinę lepiej.
Dziewczyna wróciła po kilkunastu minutach. Była zmęczona. Siadła obok mnie i oddychała ciężko.
- Zaraz przyjdą. A ja będę musiała trochę odpocząć - powiedziała.
Faktycznie, rodzice, Seth i cała reszta pojawili się po jakichś pięciu minutach.
- Leah! - Seth podbiegł do siostry widząc w jakim jest stanie. - Wszystko w porządku?
- Będzie, jak trochę odpocznę i jak ktoś nastawi mi rękę. Tylko szybko, bo zaczyna się zrastać.
Seth odsunął się robiąc miejsce dla Carlisle'a. Kilka chwil później było po wszystkim.
- Jesteś w stanie chodzić? - zapytał tata.
- Ledwo - przyznała Leah. Seth chciał pójść się zmienić, ale Carlisle go zatrzymał.
- Jeśli ma jakieś urazy wewnętrzne, to taki środek transportu jest wykluczony.
Mama tymczasem podeszła do mnie.
- Wszystko w porządku? - zapytała.
- Już tak. Miałam złamaną nogę, ale chyba już się zrasta. Naprawdę nic poważnego.
Mama uśmiechnęła się i mnie przytuliła.
Kilka minut później byliśmy już w drodze do domu. Nie byłam w stanie jeszcze chodzić, więc zaniósł mnie Seth. Chociaż właściwie to na nim jechałam. Leę niósł Carlisle. Widać, że nie była jakoś szczególnie zadowolona. Pewnie gdyby Carlisle był lepiej obeznany w sytuacji wziąłby nosze. W końcu jako lekarz pewnie jakieś ma. A nawet jak nie to można by je z czegoś zrobić. A tymczasem musiał iść dość wolno, żeby Leą nie rzucało. Może dlatego była niezadowolona. Chyba nie lubiła, jak się z nią cackano. Tyle, że w takiej sytuacji to chyba nie można nazwać tego cackaniem. Edward, Esme, Rose i Jasper pobiegli przygotować jakiś pokój dla Lei. Całą czwórką pokój dla jednej osoby.
- Dziwne, że tego nie widziałam - powiedziała nagle Alice. Zastanowiłam się. W sumie racja.
- Może tamten wampir tego nie planował? - rzuciła mama patrząc z troską to na mnie, to na Leę. Al kiwnęła głową i więcej się nie odezwała.
W końcu dotarliśmy do domu. Carlisle zaniósł Leę, a mama zaniosła mnie do salonu. Siedziałam w fotelu, kiedy Carlisle badał Leę. Jej pokój był na parterze, tuż obok gabinetu. Z mojego miejsca widziałam fragment tego pokoju. Stwierdziłam, że nic dziwnego, że musiało go przygotować aż tyle wampirów. Więcej przyrządów niż w niejednym szpitalu. Oni chcą własny szpital otworzyć, czy co?
- Po prostu wiemy, że jak Volturi postanowią nas zabić, to sfora nam pomoże. A jeśli wywiązałaby się walka, to będą potrzebować opieki medycznej - powiedział Edward. Wcześniej musiał być w kuchni.
- Co z Leą?
- Chyba nic poważnego, ale mówiła, że nie mogła się przez chwilę zmienić, a potem nie słyszała nikogo. Ale to już przeszło. Najpóźniej pojutrze będzie jak nowa.
Uspokoiłam się. Widziałam jak chodziła, martwiłam się, czy aby na pewno wyzdrowieje, ale skoro Carlisle już kończy ją badać, a ja dostałam informacje prawie od źródła... Edward zaśmiał się słuchając moich myśli.
- Prawie od źródła... tak jeszcze o mnie nie mówiono.
- Myślano. I mógłbyś nie podsłuchiwać.
Edward ciągle się uśmiechał, a ja po chwili zrobiłam to samo.
- Musisz odpocząć - powiedział i zaniósł mnie do mojego pokoju. Położył mnie do łóżka. Chciałam wstać.
- Muszę się umyć - stwierdziłam.
- Zaraz zawołam Ness.
Minutę później mama pomogła mi się przebrać. W sumie nie potrzebowałam pomocy. Noga już mnie nie bolała. Chyba mi się już zrosła, ale mama... no cóż martwiła się. Umyłam tylko twarz i ręce. Potem przyszła Rose i założyła mi usztywnienie na nogę i kazała spać. Stwierdziła też, że w tym tempie rano nie zostanie żadnego śladu po złamaniu.
Wiem, wiem, spóźniłam się z rozdziałem, ale tak wyszło. Mam nadzieję, że następny uda mi się napisać na za miesiąc. A tymczasem komentujcie. Naprawdę nie chce się człowiekowi pisać, jak ma się wrażenie, że nikt nie czyta.
Subskrybuj:
Posty (Atom)