sobota, 25 października 2014

Rozdział 14

Wampir szedł do mnie powoli. Wiedział, że nie musi się spieszyć. Nie byłam w stanie się ruszyć, a on się zbliżał. Miał na sobie ciemnozieloną pelerynę, a na głowie kaptur, którego cień padał na twarz. Nagle wampir zatrzymał się i spojrzał w lewo. Dosłownie po kilku sekundach pojawił się inny wampir. Ten również był w pelerynie, tylko czarnej. Stał do mnie tyłem.
- Zostaw ją! - powiedziała wampirzyca. Przyjrzałam się jej uważniej. Płeć określiłam na podstawie głosu, ale to tyle. No i ten głos wydawał mi się dziwnie znajomy.
- Niby dlaczego? - zapytał ten w zielonej pelerynie.
- Bo cię o to proszę - powiedziała wampirzyca zsuwając kaptur. Zobaczyłam jasne włosy. Jane. Wampir chyba też zorientował się z kim ma do czynienia, bo ukłonił się i zwiał. Tak po prostu. Jane odwróciła się.
- Oni są coraz głupsi - powiedziała bardziej do siebie niż do mnie. - Uratowałam ci życie, więc w ramach wdzięczności mogłabyś nikomu o mnie nie wspominać.
- Edward czyta w myślach - powiedziałam. Wampirzyca spojrzała na mnie z zaskoczeniem. Nagle dotarło do mnie, że znam ją tylko ze snów. Pewnie spodziewała się, że będę się jej strasznie bała i nie wiem co jeszcze.
- Wiesz kim jestem? - zapytała, a ja kiwnęłam głową.
- Jane Volturi, masz brata Aleca. Wielu nazywa was piekielnymi bliźniętami - powiedziałam, po czym zawahałam się. Postanowiłam jednak zaryzykować. - Eric wymógł na tobie obietnicę, że będziesz mnie chronić.
Zaskoczyłam ją. Widziałam to.
- Skąd to wiesz?
- Mam sny. Widziałam waszą rozmowę.
Jane spojrzała na mnie z przerażeniem.
- Nikt nie może się dowiedzieć. Nawet twoja rodzina.
- Ale... Leah już wie.
- Od dawna?
- Od kilku dni. Ale tylko ona - zapewniłam Jane, ale wampirzyca pokręciła głową.
- Wie cała sfora. W końcu to zmiennokształtna.
- Nie wiedzą. - Leah opierała się o drzewo. Zastanowiłam się, jakim cudem Jane jej nie wyczuła.
- Naszyjnik... widzę, że opanowałaś go - wampirzyca spojrzała chłodno na Leę.
- Owszem. W jakichś pięćdziesięciu procentach.
- Planowałaś zaatakować? - zapytała kpiąco Jane. Leah nie była w najlepszym stanie. Jedna ręka zwiała jej bezwładnie, przez brzuch biegła rana. Nie zagrażająca życiu, ale na pewno utrudniająca poruszanie się.
- Raczej doczołgać się do Cullenów i powiadomić o całej sytuacji.
- Dlaczego się nie zmieniłaś? - zapytałam. W końcu nawet jeśli ani Seth, ani tata nie są w formie wilków, to ktoś z jej sfory jest. I mógłby wykonać telefon znacznie szybciej niż Leah doszłaby do domu.
- Bo... - Leah spojrzała nieufnie na Jane, ale odpowiedziała. - Nie mogę. Nie wiem co on mi zrobił, ale nie mogę.
Jane zareagowała natychmiast. Podbiegła do Lei i kazała jej usiąść. Nie byłam pewna co robiła, ale na badanie to nie wyglądał. Po dobrych kilku minutach Jane wstała.
- Nie zranił cię niczym co mogło do tego doprowadzić. To musi być jego dar. Musisz zneutralizować to za pomocą naszyjnika.
- Myślisz, że nie próbowałam?
- Na spokojnie. Odpocznij, uspokój się. Natalie nic nie grozi. Musisz się uspokoić.
- Od kiedy pijawki pomagają zmiennokształtnym?
- Uznajmy, że od dzisiaj.
Leah westchnęła ale położyła się. Jane podeszła do mnie i podała mi bransoletkę.
- Skup się na tym co się wydarzyło i wymyśl inną wersję. Cokolwiek. Tylko ustal to z Leą. Ja odejdę, jak tylko będzie mogła się zmienić.
Przez kilka następnych minut siedziałyśmy w ciszy. Nagle zdałam sobie sprawę, z tego, że noga już prawie mnie nie bolała. Delikatnie dotknęłam nogi. Jane zauważyła mój ruch i podeszła do mnie. Zbadała kość.
- Prawie się zrosła - powiedziała zaskoczona. - Ale... to za mało czasu. Nawet uwzględniając twoje... korzenie.
Nie zapytałam o co jej chodziło. Wiedziałam.
- Takiego przypadku jak ja jeszcze nie było. Raczej nie zgadniemy jak będzie funkcjonował mój organizm - powiedziałam, a Jane się uśmiechnęła. Leah podniosła się.
- Udało się - powiedziała tylko, a wampirzyca narzuciła kaptur i odbiegła. Tak po prostu, bez słowa.
- Udało mi się odgonić tego wampira. Pojawiłam się w wilczej postaci i z nim walczyłam. Tylko tyle musisz wiedzieć - powiedziała, a ja kiwnęłam głową. Skupiłam się na tym wszystkim.
- No i widzisz, tak to się robi.
- A... dlaczego nikogo nie wezwałaś? - zapytałam nagle zauważając lukę w wersji Lei.
- Podczas pierwszej walki wampir pozbawił mnie przytomności. Kiedy się obudziłam nie słyszałam nikogo. Byłam sama. Ale teraz spróbuję jeszcze raz.
Leah odeszła kawałek, aby się zmienić. Wciąż miała trudności z chodzeniem, a jej ręka nie wyglądała nawet odrobinę lepiej.
Dziewczyna wróciła po kilkunastu minutach. Była zmęczona. Siadła obok mnie i oddychała ciężko.
- Zaraz przyjdą. A ja będę musiała trochę odpocząć - powiedziała.
Faktycznie, rodzice, Seth i cała reszta pojawili się po jakichś pięciu minutach.
- Leah! - Seth podbiegł do siostry widząc w jakim jest stanie. - Wszystko w porządku?
- Będzie, jak trochę odpocznę i jak ktoś nastawi mi rękę. Tylko szybko, bo zaczyna się zrastać.
Seth odsunął się robiąc miejsce dla Carlisle'a. Kilka chwil później było po wszystkim.
- Jesteś w stanie chodzić? - zapytał tata.
- Ledwo - przyznała Leah. Seth chciał pójść się zmienić, ale Carlisle go zatrzymał.
- Jeśli ma jakieś urazy wewnętrzne, to taki środek transportu jest wykluczony.
Mama tymczasem podeszła do mnie.
- Wszystko w porządku? - zapytała.
- Już tak. Miałam złamaną nogę, ale chyba już się zrasta. Naprawdę nic poważnego.
Mama uśmiechnęła się i mnie przytuliła.
Kilka minut później byliśmy już w drodze do domu. Nie byłam w stanie jeszcze chodzić, więc zaniósł mnie Seth. Chociaż właściwie to na nim jechałam. Leę niósł Carlisle. Widać, że nie była jakoś szczególnie zadowolona. Pewnie gdyby Carlisle był lepiej obeznany w sytuacji wziąłby nosze. W końcu jako lekarz pewnie jakieś ma. A nawet jak nie to można by je z czegoś zrobić. A tymczasem musiał iść dość wolno, żeby Leą nie rzucało. Może dlatego była niezadowolona. Chyba nie lubiła, jak się z nią cackano. Tyle, że w takiej sytuacji to chyba nie można nazwać tego cackaniem. Edward, Esme, Rose i Jasper pobiegli przygotować jakiś pokój dla Lei. Całą czwórką pokój dla jednej osoby.
- Dziwne, że tego nie widziałam - powiedziała nagle Alice. Zastanowiłam się. W sumie racja.
- Może tamten wampir tego nie planował? - rzuciła mama patrząc z troską to na mnie, to na Leę. Al kiwnęła głową i więcej się nie odezwała.
W końcu dotarliśmy do domu. Carlisle zaniósł Leę, a mama zaniosła mnie do salonu. Siedziałam w fotelu, kiedy Carlisle badał Leę. Jej pokój był na parterze, tuż obok gabinetu. Z mojego miejsca widziałam fragment tego pokoju. Stwierdziłam, że nic dziwnego, że musiało go przygotować aż tyle wampirów. Więcej przyrządów niż w niejednym szpitalu. Oni chcą własny szpital otworzyć, czy co?
- Po prostu wiemy, że jak Volturi postanowią nas zabić, to sfora nam pomoże. A jeśli wywiązałaby się walka, to będą potrzebować opieki medycznej - powiedział Edward. Wcześniej musiał być w kuchni.
- Co z Leą?
- Chyba nic poważnego, ale mówiła, że nie mogła się przez chwilę zmienić, a potem nie słyszała nikogo. Ale to już przeszło. Najpóźniej pojutrze będzie jak nowa.
Uspokoiłam się. Widziałam jak chodziła, martwiłam się, czy aby na pewno wyzdrowieje, ale skoro Carlisle już kończy ją badać, a ja dostałam informacje prawie od źródła... Edward zaśmiał się słuchając moich myśli.
- Prawie od źródła... tak jeszcze o mnie nie mówiono.
- Myślano. I mógłbyś nie podsłuchiwać.
Edward ciągle się uśmiechał, a ja po chwili zrobiłam to samo.
- Musisz odpocząć - powiedział i zaniósł mnie do mojego pokoju. Położył mnie do łóżka. Chciałam wstać.
- Muszę się umyć - stwierdziłam.
- Zaraz zawołam Ness.
Minutę później mama pomogła mi się przebrać. W sumie nie potrzebowałam pomocy. Noga już mnie nie bolała. Chyba mi się już zrosła, ale mama... no cóż martwiła się. Umyłam tylko twarz i ręce. Potem przyszła Rose i założyła mi usztywnienie na nogę i kazała spać. Stwierdziła też, że w tym tempie rano nie zostanie żadnego śladu po złamaniu.



Wiem, wiem, spóźniłam się z rozdziałem, ale tak wyszło. Mam nadzieję, że następny uda mi się napisać na za miesiąc. A tymczasem komentujcie. Naprawdę nie chce się człowiekowi pisać, jak ma się wrażenie, że nikt nie czyta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz