Kiedy wszystko zostało powiedziane poszłam do swojego pokoju. Zaczynało padać, ale Edward i tak stwierdził, że musi zapolować. Nie musiał. Widziałam jego oczy. Po prostu chciał, żebym mogła spokojnie pomyśleć.
Myśli kłębiły się w mojej głowie, najwyraźniej chcąc ją rozerwać. Podeszłam do okna i usiadłam na parapecie. Krople deszczu spływały po szybie. To akurat było realne... i znajome.
Opowiedzieli mi wszystko. Kiedy Leah wyjawiła mi podstawy, reszta poszła za jej przykładem. A więc można by powiedzieć, że już wszystko wiem. No tak. Tylko problem jest taki, że nie potrafię w to uwierzyć.
Zamknęłam oczy chcąc poukładać sobie to wszystko. Po pierwsze: moja mama jest pół-wampirem, a tata zmiennokształtnym. Po drugie: najpotężniejsza rodzina wampirów chce mnie zabić. Chcą mnie zabić, bo jestem inna. Bo jestem czymś innym. Mam wrażenie, że oni po prostu się boją, że stanę się zbyt potężna.
A najgorsze jest to, że od dziecka słucham legend La Push i nikt nawet nie zasugerował, że to może być prawda. W sumie, to tych legend jest na pewno więcej, może one podsuną mi jakieś wyjaśnienie. Albo chociaż oderwą mnie od przemyśleń o Volturi.
Oparłam głowę o szybę. Miałam dość. Zamknęłam oczy.
Blondynka - Jane pewnym krokiem szła jakimś korytarzem. Podeszła do przedostatnich drzwi po prawej stronie i zapukała. Otworzył jej chłopak. Eric. Dziewczyna weszła do środka i usiadła na łóżku.
- Czego chcesz? - zapytała
- Pomocy - odpowiedział - Ta dziewczyna którą chcą zabić...
- Natalie. Hybryda to na nią delikatne określenie.
- Tak. I ja...
- Nie chcesz, żebyśmy ją zabili - stwierdziła chłodno Jane
- Właśnie. I ty mi w tym pomożesz.
- Niby dlaczego? - zapytała, a dłoń Erica powędrowała do jej naszyjnika. Litera "V" była ozdobiona małym pół-księżycem.
- To nie był prezent. I ty o tym wiesz - powiedział spokojnie - Twój brat załapał od razu.
W oczach Jane zalśnił strach. Kiwnęła głową i szybko wyszła z pokoju.
- Przepraszam... - szepnął Eric, kiedy drzwi się już zamknęły - Ale nie mogę pozwolić by ona zginęła.
Obudziłam się zdziwiona, że wiem jak wygląda herb Volturi i że ktoś chce mnie ratować.
Ale to jak Eric powiedział ostatnie zdanie... jakby chciał chronić kogoś, kogo kochał. A mnie nie mógł kochać. Nie zna mnie. Więc mówił o kimś innym.
A ten pół-księżyc... jego wykonanie...przypominało mi coś.
Wyciągnęłam z kieszeni telefon i zerknęłam na godzinę. Spałam co najwyżej piętnaście minut!
Ale ten sen jeszcze bardziej pokręcił moje myśli. Z tego co mi opowiadali, to Jane i Alec nie boją się nikogo. No może z wyjątkiem Trójcy. A ten Eric... Ale w sumie to Jane chyba nie tyle bała się jego, co tego, co on może wiedzieć.
A może Eric wysyła mi fałszywe wizje, tak jak robił to z Alice. Ale wtedy chyba stworzyłby coś, co pokazywałoby mi wszystko... a o moim śnie można powiedzieć wszystko, tylko nie to, że był jasny.
Spojrzałam na las. Zielone drzewa kołysały się lekko pod wpływem wiatru. Przez dłuższą chwilę wpatrywałam się w tą zieleń, nie myśląc o niczym. Przerwał mi dopiero głos mamy. Odwróciłam się i zobaczyłam, że stoi w drzwiach i uśmiecha się lekko. Kiwnęłam głową dając znak, że zauważyłam jej obecność.
- Alice już wróciła - powiedziała tylko, a ja natychmiast poczułam nieprzyjemny uścisk w żołądku. Zaraz się dowiem, co tak naprawdę planują Volturi. Spojrzałam mamie w oczy i od razu wiedziałam, że też się martwi. Uśmiechała się, mówiła spokojnie... jej maska nie sięgała tylko oczu. Wiedziałam, że mama wolałaby, gdybym nic nie wiedziała. Zmusiłam się do uśmiechu i kiwnęłam głową. Wyszłam na korytarz, a następnie zeszłyśmy z mamą do salonu. Alice stała przy oknie i przytulała się do Jaspera. Mój strach jeszcze się pogłębił. Nagle poczułam falę spokoju. Rozejrzałam się i zauważyłam, ze wszyscy znacznie się rozluźnili. No tak, Jasper.
- Volturi przybędą tu tuż po gwiazdce. Nie będzie ich wielu. Trójca, bliźniaki, Renata, Feliks... ogólnie straż przyboczna. Wpadną niby w odwiedziny, a potem... chcą wykorzystać element zaskoczenia i nas zabić. Wszystkich.
Kiedy Alice skończyła w pokoju zapanowała cisza.
- Nie wygląda to dobrze... - zaczął Edward, ale przerwała mu Leach
- A wręcz przeciwnie. Zapowiada się bardzo dobrze.
Jasper pokiwał głową i wyjaśnił:
- Przybędą małą grupą, pewni, że przyjmiemy ich z otwartymi ramionami. Nie będą się spodziewali, że to my zaatakujemy. Tak więc zapowiada się bardzo dobrze.
Do mnie, to co powiedział Jazz, dotarło dopiero po chwili. Uśmiechnęłam się. Miał rację. Planem Voturi jest wykorzystanie elementu zaskoczenia, jeśli jego nie będzie, plan się nie powiedzie.
Nie potrzebowałam mocy Edwarda, żeby wiedzieć, że wszyscy myślą to samo. Wystarczyło na nich spojrzeć.
Godzinę później Esme szykowała obiad. Nawet Leach się przełamała i siadła z nami do stołu. Wydawała się dziwnie smutna. Przypomniałam sobie jej reakcję kiedy opowiadałam o Ericu. I jej naszyjnik. Jestem wystarczająco dobra z plastyki, by rozpoznać ten styl. Kiedy to wszystko do mnie doszło, prawie się zachłysnęłam. Powietrzem. Wszyscy spojrzeli na mnie jak na wariatkę, a ja dziękowałam w myślach, że Edward wyszedł. Porozmawiam o tym z Leą, ale później. Jak będziemy same.
Mój wzrok spoczął na Seth'cie.
- Przyjedziecie jeszcze? - zapytałam, a chłopak uśmiechnął się.
- Jasne. Jeśli nas nie przegonią, to wpadniemy za tydzień - powiedział a ja mimowolnie zachichotałam na widok miny Lei na to "my" w wypowiedzeniu brata. Szybko się jednak opanowałam.
- To fajnie - powiedziałam szybko i zdałam sobie sprawę jak słabo to zabrzmiało. Zdałam sobie sprawę z jeszcze jednej rzeczy. Zakochałam się w nim. Spojrzałam mu w oczy, jednak on uciekał wzrokiem. Opuściłam głowę i westchnęłam cicho.
Esme weszła podając obiad. Nawet nie zarejestrowałam, co przygotowała. Kiedy zjedliśmy i Leach i Seth zaczęli się zbierać przypomniałam sobie o czym miałam z nią porozmawiać.
- Leach, mam do ciebie małą sprawę. Możemy pogadać? - zapytałam, a dziewczyna, na szczęście, zrozumiała, że chodzi mi o rozmowę bardziej prywatną. Zaproponowała bratu, by powyjadał Esme jeszcze trochę... wszystkiego a sama ruszyła w stronę lasu. Poszłam za nią. Po kilku minutach marszu znaleźliśmy się przy małym potoku. Leach usiadła opierając się plecami o pień drzewa, a ja zrobiłam to samo. Nie wiedziałam jak zacząć rozmowę. Leach chyba wyczuła, że to nie jest łatwy temat, zwłaszcza, że kierowałam się samymi domysłami.
- Kiedy wyszłaś z Alice, ja poszła do siebie i zasnęłam na kilka minut - zaczęłam niepewnie. - Śnił mi się Eric.
Zobaczyłam w jej oczach iskierki zainteresowania, które jednak zniknęły tak szybko jak się pojawiły. Jakby Leach nie chciała pokazać, jak ją to interesuje. Wzięłam głębszy oddech i zaczęłam opowiadać. Powiedziałam wszytko, a kiedy nie doczekałam się jej reakcji zaryzykowałam i dodałam:
- Ten półksiężyc Jane i twój wisiorek... wykonała je jedna osoba.
Leach gwałtownie wciągnęła powietrze i spojrzała na mnie tak zimno, że aż się przestraszyłam. Dziewczyna jednak szybko się opanowała.
- Możliwe. Mówiłam przecież, że wykonała go jakaś pijawka.
- Wykonał go Eric, prawda? Dla ciebie, jeszcze przed twoją przemianą - zaryzykowałam, jednak już kiedy kończyłam pierwsze zdanie wiedziałam, że mam rację. Leach skinęła głową.
- Kiedy mi go dawał obiecywał, że mnie nigdy nie opuści. Powtarzał, że mnie kocha... A potem odszedł. Brzydził się tym, kim się stałam. To po prostu głupia pijawka. Nigdy mu na mnie nie zależało - mówiła cicho, chyba nawet nieświadoma, że mówi na głos. Kiedy uniosła głowę, zobaczyłam w jej oczach łzy.
- To zostanie między nami - obiecałam, a potem dodałam - On nadal cię kocha. To ciebie chciał chronić, mnie nie znał. A jednak jest gotów tyle zaryzykować...
Leach pokręciła głową, a po tym, jak na mnie spojrzała, zrozumiałam. Nie chciała w to wierzyć, bo bała się, że on znowu ją zawiedzie. Kiwnęłam głową.
- Przepraszam, nie powinnam zaczynać tematu - szepnęłam, a Leach uśmiechnęła się delikatnie.
- Nic się nie stało. W sumie cieszę się, że ktoś o tym wie.
Wróciłyśmy w ciszy, nie odzywając się nawet słowem. Będąc tak blisko, że Edward, gdyby już wrócił, mógłby słyszeć moje myśli zaczęłam na siłę myśleć o czymś innym.
No i wreszcie jest rozdział. Zapraszam do czytania i liczę na jakieś komentarze :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz