Rozdział 2
Wieczorem
położyłam się do łóżka, a mama i tata rozmawiali na dole. Mimo że byłam śpiąca, nie mogłam usnąć. Wiedziałam, że kiedy tylko zamknę oczy, pojawi się tamten sen, tamten koszmar. Wstałam i podeszłam do okna. Otworzyłam je i siadłam na zewnętrznej stronie parapetu. Nie bałam się. Przypomniałam sobie, jak kiedyś siedziałam w tym właśnie miejscu, zaczęło kręcić mi się w głowie i spadłam. Oprzytomniałam w ostatniej chwili i wylądowałam na ziemi. Najdziwniejsze było to, że nie czułam się wtedy jak ktoś kto spadł z piętra, ale co najwyżej z kilkucentymetrowego wzniesienia. Rodzice byli wtedy na zewnątrz i bardzo się przestraszyli. Kiedy się upewnili, że nic mi się nie stało mama kazała mi wrócić do pokoju, a tata śmiał się, że zmieniam się w kota, bo spadłam na „cztery łapy". Spojrzałam w niebo. Kiedyś tata opowiadał mi o gwiazdach. Jeszcze kilka lat temu potrafiłam wskazać kilka konstelacji, a teraz... dobrze będzie jeśli znajdę wielki wóz... albo mały. Jedyne gwiazdozbiory, które pamiętam. Odwróciłam się i zerknęłam na zegarek. Prawie północ. Westchnęłam i weszłam do pokoju. Zamknęłam okno, a następnie położyłam się do łóżka. Prawie natychmiast zasnęłam i znowu pojawił się koszmar.
„Szłam
przez las, obok widziałam dziewczynę o urodzie chochlika. Nagle praktycznie znikąd pojawiło się pięć postaci. Nie byłam w stanie przyjrzeć się dokładnie ich twarzom, bo nie mogłam oderwać wzroku od ich oczu. Czerwonych oczu. Dziewczyna krzyknęła: Uciekaj i
rzuciła się na jednego z goniących nas ludzi. Pobiegłam przed siebie, chciałam jak
najszybciej uciec, ale tamci mnie gonili. Byłam za wolna. Nie miałam już siły. Nagle
potknęłam się o jakiś korzeń. Nie mogłam wstać. Tamci ludzie się zbliżali. Była ich tylko trójka. Dwóch się zatrzymało, a trzeci powoli, bez pośpiechu szedł w moim kierunku. Wiedziałam, że nie mam szans na przeżycie, więc postanowiłam mu się przyjrzeć. Wyglądał na jakieś trzydzieści, może trzydzieści pięć lat. Miał ciemne włosy, czerwone oczy... tęczówki. Miał czerwone tęczówki. Sine usta wykrzywiły się w morderczym uśmiechu, ukazując idealnie białe zęby. Jednak te zęby nie były ludzkie. Wiedziałam już kim on jest. Wampirem. Uciekałam wampirom. Czego oni chcieli? Zacisnęłam zęby, żeby nie krzyczeć. W tym momencie zawsze krzyczałam jak opętana i zawsze się budziłam. Ale nie tym razem. Wampir nie spieszył się. Szedł powoli
z zamiarem zabicia mnie, gdy nagle z krzaków wyskoczyło kilka ogromnych wilków, które rozszarpały jego i pozostałe wampiry. Dziewczyna, która wcześniej mi towarzyszyła, dołączyła do nas. Nazbierała drewna, rozpaliła ognisko i wrzuciła do niego skrawki ciał wampirów. Kiedy ich ciała zmieniały się w popiół, dziewczyna uśmiechnęła się do mnie. Jeden z wilków, o rudobrązowym kolorze futra, ruszył w kierunku krzaków. Po chwili wyszedł zza nich mężczyzna ubrany jedynie w szorty. Spojrzałam na jego twarz i zamarłam; to był mój tata. Otworzył usta, żeby mi coś powiedzieć... wtedy się obudziłam."
Pierwszą rzeczą jaką zrobiłam, było spojrzenie w kalendarz; trzeci sierpnia. Uśmiechnęłam się do siebie starając się odpędzić koszmar. Dziś imieniny mamy, musiałam się przygotować. O koszmarach będzie jeszcze czas pomyśleć.
I jest kolejny rozdział. Strasznie krótki, ale niestety, czasami tak bywa. Mam nadzieję, że się podoba. :)