sobota, 30 listopada 2013

Rozdział 10

No i znowu was przepraszam. Rozdział miał się pojawić już dawno temu... Mam nadzieję, że mi to wybaczycie...

Rozdział 10
Następny dzień powitałam z miłym zaskoczeniem, ponieważ znów nie miałam koszmaru. Miałam wrażenie, że jest już późno, ale jedno spojrzenie na wyświetlacz komórki sprawiło, że wróciłam do rzeczywistości. Było kilka minut po piątej. Westchnęłam. Od kiedy ja tak wcześnie wstaję? No, od kiedy? Postanowiłam poleżeć jeszcze z godzinkę, a potem wstać, jednak już po pięciu minutach moje postanowienie poszło w niepamięć. Wstałam, wzięłam odpowiednie rzeczy i skierowałam się do łazienki. Postanowiłam zrobić sobie kąpiel. W końcu i tak miałam dużo czasu.
Kiedy wreszcie wyszłam z łazienki usłyszałam krzyk dobiegający z mojego pokoju. Szybko weszłam do środka, ale nikogo nie zobaczyłam. Na podłodze leżała karteczka. Podniosłam ją i przeleciałam wzrokiem po tekście.
Wyszłam na spacer. Wrócę na obiad.
N.
Dopiero po chwili dotarła do mnie jedna bardzo dziwna rzecz. Było to zdecydowanie moje pismo. Odwróciłam kartkę. Nic. Wzięłam głęboki wdech. Ktoś podrzucił tu tę kartkę. Napisał te kilka słów moim stylem, ale nie wiedział, że ja zawsze, na odwrocie kartki piszę: ,,PS: O której obiad?" lub: ,,PS: Tak, wiem o której obiad." Robiłam tak od zawsze. Gdy wychodziłam na spacer i nie byłam pewna, czy wrócę na umówioną godzinę pisałam pierwszą wersję, a jeśli byłam pewna co do długości spaceru (co zdarzało się rzadko) na odwrocie znajdowała się druga wersja. Westchnęłam. Chciałam iść na spacer, ale po zauważeniu tej kartki już nie byłam taka chętna. Ale ktoś, kto tą kartkę napisał najwyraźniej chciał, żebym wyszła. Usiadłam na rogu łóżka i schowałam twarz w dłonie. Może to był żart... ale kogo? Moje pismo znają tu tylko rodzice, w końcu jeszcze nie było potrzeby, żebym coś tu napisała. A poza tym oni wiedzą o tych dopiskach na odwrocie kartki. Zresztą, tata to jeszcze by się na jakiś żart zdecydował, ale mama... no cóż, raczej by mu nie pozwoliła. A co do nowo poznanej rodzinki. Jedyną osobą, którą bym mogła o to podejrzewać jest Emmet, ale on z kolei strasznie boi się Rose. A ona takiego żartu by nie pochwaliła. No więc dalej... Edward, Isabella, Alice, Jesper, Esme i Carlisle... Al i Jasper odpadają... w końcu jeszcze ich słyszę... ich pokój jest zdecydowanie zbyt blisko. Ed i Bella.... hmm... nie, takie żarty to raczej nie w ich stylu, a Esme i Carlisle... odpadają z powodów oczywistych. A więc to nie mógł być nikt z domu. No i ten dziwny krzyk który usłyszałam... czy tylko ja go słyszałam? Przecież... ktoś powinien tu przyjść... a może mi się przesłyszało?
Westchnęłam i sięgnęłam po kartkę. Dopisałam na odwrocie jedno zdanie i wyszłam z pokoju. Po chwili byłam już w salonie, skąd skierowałam się do kuchni. Szybko zrobiłam sobie kanapkę i trzymając ją w ręce wyszłam z domu. Przez kilka pierwszych minut szłam szybciej niż niektórzy biegają, dopiero potem się uspokoiłam. Usiadłam pod drzewem opierając się plecami o szorstką korę. Dopiero wtedy zauważyłam, że ciągle mam w ręce nietkniętą kanapkę. Ja nie czułam głodu, ale mój żołądek miał najwyraźniej inne zdanie, bo zaburczało mi w brzuchu. Zmusiłam się, by wziąć gryza kanapki, a potem kolejnego. W tym tempie zniknęła dopiero po kilku minutach. Odchyliłam głowę do tyłu i przymknęłam oczy. Musiałam się uspokoić i pomyśleć. Kartka... może po prostu któregoś dnia miałam ją zostawić, ale mama zdążyła wstać, więc nie było sensu jej kończyć? I może byłam roztargniona i zamiast do kosza wrzuciłam ją do torebki? Tak, to musi być to. No ale pozostaje jeszcze kwestia krzyku... czy to możliwe, że się przesłyszałam? W końcu ktoś jeszcze by to usłyszał... Tak, musiałam się przesłyszeć.
Otworzyłam oczy i podniosłam  się z ziemi. Postanowiłam pospacerować. Ruszyłam przed siebie nie myśląc o niczym.
Kiedy w końcu stwierdziłam, że już czas wracać dochodziła druga. Czyli na obiad się spóźnię. Westchnęłam. Niby napisałam, że mogę się spóźnić, ale... Chyba czas pobiegać. Zamknęłam na chwilę oczy, a po chwili je otworzyłam jednocześnie ruszając. Jestem najszybsza w klasie, chyba nawet w szkole, więc powinnam się wyrobić z powrotem w jakieś... chwila, ile ja łaziłam? No nic zobaczymy kiedy dobiegnę.
Pół godziny później byłam już bardzo blisko domu. Uśmiechnęłam się. Moja kondycja jest w świetnym stanie. Prawie się nie zmęczyłam.
Kiedy weszłam do domu wszyscy siedzieli w salonie, a ich oczy były skierowane we mnie.
- Mówiłem, że wróci. Ona cały czas chodzi na spacery - powiedział tata uśmiechając się do mnie.
- Ale napisała, że wróci na obiad... - Rose najwyraźniej się martwiła.
- Dopisek z tyłu kartki... mówiłam ci przecież... - mama również się uśmiechnęła, tyle, że do Rosalie.
- Przepraszam, ale straciłam poczucie czasu - powiedziałam uśmiechając się przepraszająco.
- Dobrze, że nie czekaliśmy z obiadem, bo bym tu padł z głodu - powiedział tata próbując brzmieć poważnie.
- Mogłam nalegać, żebyśmy poczekali - stwierdziła Rose najpoważniej w świecie.
- Natalie, pewnie jesteś głodna. Chodź do kuchni to coś ci przygotuję - powiedziałam Esme kończąc kłótnie taty i Rose nim ta się jeszcze zaczęła.
Esme odgrzała mi obiad, a kiedy zjadłam zadzwonił mój telefon. Tak jak się spodziewałam dzwoniła Eva. Poszłam do swojego pokoju i opowiedziałam jej o wszystkim co robiłam, po raz kolejny przeprosiłam, za niezrobienie zdjęć. Wymusiła na mnie obietnicę, że najpóźniej kolejnego dnia jej zrobię i wyślę. Nie widziałyśmy się kilka dni, a już było tyle do opowiadania. Rozmawiać skończyłyśmy, kiedy ją na kolacje mama zawołała. Uśmiechnęłam się. Nigdy nie lubiłam dużo gadać przez telefon. Jeśli chciałam pogadać z Evą wysyłam jej SMSa lub dzwoniłam, że zaraz wpadnę. Wyjątkami były wakacje, ferie i święta, kiedy jedna z nas, lub obie wyjeżdżałyśmy gdzieś.
Przed zejściem na dół, na kolację, weszłam do łazienki. Gdy myłam ręce, w lustrze zobaczyłam twarz. Właściwie, to ta twarz tylko mi mignęła, a kiedy odwróciłam się, nikogo za mną nie było. Zamknęłam na chwilę oczy. Pomyślałam, ze zaczynam mieć zwidy. Wyszłam z łazienki i zeszłam na dół. Byli tam już wszyscy... czy oni zjedli już kolację? No co to jest? Jeszcze ani razu nie zjadłam z nimi posiłku.
- Nat! Czy ty masz zamiar choć raz nie spóźnić się na jedzonko? - zapytał uśmiechnięty Emmet
- Na śniadanie przyszłam wcześniej.
- Ta... na śniadania to my się spóźniamy - Emm zrobił smutną minkę... ja tam chyba czegoś w nim nie łapię... OK, ja go całego nie łapię.
Kiedy zjadłam już kolację wróciłam do swojego pokoju. Byłam strasznie zmęczona, więc szybko położyłam się spać.
Biegłam. Uciekałam. Widziałam drzewa... czyżbym była w lesie? Zaczyna brakować sił. Nagle wbiegłam na polankę. W lesie było ciemno, a na polance oślepiało mnie słońce. Musiałam przymknąć oczy. W pewnej chwili usłyszałam czyjś głos.
- Natalie Black?
- Tak? - odwróciłam się i zobaczyłam chłopca. Musiał być ode mnie trochę młodszy, ale był bardzo ładny... tak ładny. Nie przystojny, jeszcze nie. Jego twarz wydawała mi się znajoma... No tak! Śnił mi się już. No i jego skóra. Świeciła się!
- Jane! Ona jest tutaj! - krzyknął, a sekundę później pojawiła się obok niego dziewczyna. Jej skóra również się świeciła. Musiał być w jego wieku i była bardzo podobna... może siostra? 
- Kim wy jesteście? - zapytałam, mimo, ze odpowiedź nagle wydała mi się oczywista. Kolor oczu, blada, świecąca się na słońcu skóra, szybkość... pewnie gdybym ich dotknęła poczułabym ich zimno. 
- No przecież wiesz. - Dziewczyna uśmiechnęła się ukazując idealnie białe zęby i... kły? Teraz już byłam pewna. 
- Jesteście wampirami - powiedziałam to z takim spokojem w głosie, że aż sama się zaskoczyłam. 
- Tak, a ty jesteś córką pół-wampira i zmiennokształtnego. Takiej mieszanki wybuchowej to jeszcze nie było - powiedziała Jane z uśmiechem. Otwierała usta, żeby coś jeszcze powiedzieć, kiedy poczułam ciepłą dłoń na policzku. 
Otworzyłam oczy. Nad moim łóżkiem stał tata uśmiechając się wesoło.
- Wiesz, że jest już dziesiąta? - zapytał z uśmiechem
- Że niby która?!
- Dziesiąta.
- Ehh... ale mi się chce jeszcze spać...
- No to śpij. Tylko się nie zdziw jeśli zaraz do ciebie wpadnie  Emmet z wiadrem zimnej wody...
- Już wstaję!!! - Emmet i wiadro wody nie wydają mi się dobrym połączeniem. Ale bardzo realnym. Szybko zerwałam się z łóżka, wzięłam czyste ubrania i poszłam do łazienki. Pół godziny później schodziłam na dół. W salonie nikogo nie było, więc poszłam do kuchni zrobić sobie kanapkę.
Gdy już zjadłam wróciłam do salonu. Przed telewizorem jak gdyby nigdy nic siedział Emmet i oglądał...
- Teletubisie?!
- Tak, dawno się zaczęły, ale jeszcze zdążysz obejrzeć końcówkę! - powiedział uśmiechnięty.
- Hmm... ja chyba podziękuję. A tak właściwie, to gdzie są wszyscy?
- Rose i Al są w pokoju... chyba ustalają, kiedy pójdą na zakupy, Bella, Ed i Nessie chyba poszli na spacer, Jake... nie mam pojęcia gdzie polazł. Jasper i Esme są na po... poszli do szkoły. Muszą coś załatwić. - postanowiłam udawać, że nie zauważyłam tego zająknięcia. Tylko co on chciał wtedy powiedzieć? - Powinni niedługo wrócić.
- Aha... to ja pójdę do siebie. Może Eva wysłała mi jakieś zdjęcia. Znowu.
- A może... - Emmet odwrócił wzrok od teletubisiów - porobimy ci jakieś zdjęcia? Twoja przyjaciółka pewnie już na nie czeka.
- W sumie racja. To co idziemy?
- Tak, tylko Teletubisie się skończą.
Westchnęłam. Lubię Emma, ale on czasem zachowuje się jak pięcioletnie dziecko. Usiadłam obok niego i poczekałam, aż ta jego bajka się skończy.
Piętnaście minut później byliśmy już w lesie. Emmet robił zdjęcia mi i wszystkiemu, co nie uciekło. Kiedy w końcu skończył, zabrałam mu aparat i pstryknęłam mu fotkę. Następnie poszłam do domu i przerzuciłam zdjęcia na laptopa. Wi-fi działało więc od razu wysłałam zdjęcia Evie. Będzie miała co oglądać. Uśmiechnęłam się do siebie i jeszcze raz przejrzałam wszystkie zdjęcia. Zatrzymałam się dopiero na ostatnim. Na zdjęciu Emmeta. Skóra na jego lewej dłoni... świeciła się. Tak jak w moim śnie! Przyjrzałam się dokładniej. To było widać bardzo delikatnie, praktycznie wcale. Ale jednak, ja to widziałam. Może to usterka aparatu? Ale w takim razie dlaczego na pozostałych zdjęciach nic się nie świeci? A może po prostu nie zwróciłam na to uwagi? Miałam cofnąć do poprzedniego zdjęcia, ale usłyszałam głos taty. Najwyraźniej mnie wołał. Westchnęłam i wstałam od komputerka. Kilka sekund później byłam już w salonie. Siedzieli tam już wszyscy. Zdziwiłam się trochę, ale w końcu dochodziła pora obiadu. Może po prostu czekają aż będzie gotowe? No, ale wtedy ktoś byłby w kuchni...
- Siądź, Natalie. Musimy porozmawiać - powiedziała spokojnie Esme. Zdziwiłam się trochę, ale posłusznie usiadłam.
- Twoi rodzice opowiedzieli nam o twoich snach... - zaczął Carlisle - I widzisz...



3 komentarze:

  1. Oho! No to się zacznie ;d Czyżby szykowały się jakieś kłopoty? I Natalie dowie się kim są jej rodzice i pozostali? Kim sama jest? Jestem ciekawa jak zareaguje ;p
    Rozdział świetny. Trzyma w napięciu :D Krzyk i kartka?? O co chodzi? Pisz szybciutko rozdział, bo nie mogę się doczekać.
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie ;) ; ** !
    Marta...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ehhh, jak zawsze spóźniam się z komentowaniem, ale zrozum - nauka...

    N genialna, zaczyna się: Co z tym krzykiem i karteczką? Ciekawe, jak Nat przyjmie prawdę. A bliźniaki z piekła rodem, o co chodziło?? Szkoda, że Jake ją obudzuł...
    Emcio i teletubisie - Hahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahaha
    kocham takie scenki.:-D
    PS: kiedy next????????????????????????????????????????????

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapomniałam dodać:
    zamiast "takiej mieszanki wybuchowej", lepiej brzmiałoby - "takiej wybuchowej mieszanki", obecna wersja jako-tako ujdzie, ale jest jakby... po marsjańsku, tak przynajmniej według mnie. Tak, czy owak, pościk jest genialny.:3:-)

    OdpowiedzUsuń